Wroclaw
czy Breslau - lata 1945-48
Ucieczka
Gdy 6 maja. dwa dni przed koncem wojny, skapitulowaly niemieckie
wojska broniace Wroclawia miasto w niczym nie przypominalo kwitnacej
metropolii sprzed lat. -Schylek wieku i pierwsza dekada wieku
XX to jeden z najlepszych okresow w historii miasta. Budowano
wiele i efektownie, wznoszono monumentalne gmachy. Wroclaw byl
wowczas liczacym sie Europie centrum naukowym i kulturalnym, waznym
osrodkiem gospodarczym. Zmiana granic po I wojnie swiatowej sprawila
ze w miedzywojniu miasto popadlo w stagnacje. Ciagle jednak wiele
w nim budowano; w przededniu II wojny swiatowej liczylo niespelna
630 tys. mieszkancow. Potem przyszla krotka, wojenna koniunktura.
Az do konca 1944 roku Wroclaw nie byl bombardowany. Przenoszono
wiec tu produkcje wojenna, przeprowadzali sie mieszkancy zachodnich,
bombardowanych miast III Rzeszy. W 1944 roku Wroclaw mial okolo
miliona mieszkancow.
Jeszcze w sierpniu 1944 roku niemieckie dowodztwo oglosilo miasto
twierdza. Hitler zas polecil bronic go do ostatniego zolnierza.
Po rozpoczeciu przez Rosjan ofensywy w styczniu 1945 roku, wroclawski
gauleiter Karl Hanke wydal rozkaz ewakuowania miasta. Ewakuacja
byla zupelnie nie przygotowana. Na dworcach juz pierwszego dnia
zapanowaly chaos i panika. Pociagi nie mogly pomiescic tratujacych
sie tlumow. Kierownictwo NSDAP zarzadzilo wowczas wymarsz pieszo
kobiet i dzieci na zachod. Podczas panicznej ucieczki w mrozach
i sniezycach zginely tysiace dzieci i starcow. Do polowy lutego,
kiedy wojska radzieckie zamknely pierscien okrazenia wokol miasta,
wyewakuowano wiekszosc urzedow i instytucji, w tym uczelni, muzeow,
szpitali. Wroclaw opuscilo od 600 do 700 tys. mieszkancow.
Oblegajacych i oblezonych laczylo jedno - obsesja zniszczenia.
Rosjanie ostrzeliwali i bombardowali dzielnice nie tylko po to,
by wesprzec swe wojska ladowe i osiagnac taktyczne sukcesy, ale
by niszczyc zywa tkanke miasta. Niemiecki dowodca Festung Breslau,
gen. Niehoff, usilowal powstrzymac Rosjan podpalajac kolejne kwartaly
domow. Po utracie lotniska zdecydowal sie na zbudowanie drugiego
ladowiska w rejonie dzisiejszego pl. Grunwaldzkiego. Niemcy wyburzyli
przepiekna zabudowe piecioramiennego placu i okolic, w tym klasztor,
dwa koscioly, gmach archiwum. Z 30 tys. budynkow w gruzach leglo
21 600. Calkowicie zniszczono dwie trzecie zakladow przemyslowych
i wiekszosc najcenniejszych zabytkow architektury. Gdy w trzy
dni po kapitulacji Niemiec wkroczyly do Wroclawia pierwsze ekipy
polskiej administracji, miasto plonelo.
Lup
Polskie wladze postanowily zajac i zagospodarowac ziemie zachodnie
jeszcze przed ostatecznymi decyzjami wielkich mocarstw co do powojennej
granicy polsko-niemieckiej. Juz w marcu 1945 roku znany dzialacz
socjalistyczny Boleslaw Drobner mianowany zostal w Krakowie przyszlym
prezydentem Wroclawia. Sposrod krakowskich specjalistow zorganizowal
on grupe majaca przejac miasto.
Polski zarzad miasta bardzo szybko zorganizowal sluzby miejskie
i sprawny system przyjmowania nowych mieszkancow. Przed konferencja
wielkich mocarstw nalezalo miasto zagospodarowac i podkreslic
swa obecnosc. Wladze polskie, wspierane przez Moskwe, w pierwszych
tygodniach po wojnie prowadzily polityke faktow dokonanych - formalnie
Wroclaw nalezal ciagle jeszcze do Niemiec. Dlatego tez do czasu
konferencji poczdamskiej nie zorganizowano oficjalnej,masowej
akcji zasiedlania miasta. Przyjezdzali przede wszystkim specjalisci
sciagani z Polski centralnej przez zarzad miejski, powracajacy
do kraju byli jency i przymusowi robotnicy, zdemobilizowani zolnierze,
ci, ktorzy w wielkim, zasobnym miescie zweszyli zyle zlota - szaber,
czyli rabunek mienia poniemieckiego.
Rabowali niemal wszyscy. Rosjanic demontowali i ladowali na wagony
cale zaklady przemyslowe, fragmenty instalacji miejskich, zywnosc
z niemieckich magazynow. Walczyly z tym rabunkiem wladze miasta,
ale z dosc mizernym skutkiem. Same musialy zreszta przykladac
reke do rabowania. Na zadania wielu instytucji z Polski centralnej
wladze Wroclawskie niemal stale wysylaly, bezplatnie rzecz jasna,
wszystko, czego tam brakowalo. Wysylano dziela sztuki, meble,
instrumenty muzyczne, maszyny przemyslowe i biurowe, samochody,tramwaje.
W grudniu 1945 roku zarzad miejski bezplatnie przekazal Warszawie
25 wagonow tramwajowych i 35 doczepnych.
Najwieksze zniszczenia wyrzadzil urzedowy szaber materialow budowlanych.
Mieszkancy w trakcie obowiazkowej akcji odgruzowania wydobywac
musieli cegly i ocalale fragmenty instalacji budowlanych. Przez
lata codziennie wysylano milion cegiel na odbudowe stolicy. Gdy
braklo rur i przewodow, rwano je z budynkow lepiej zachowanych.
Posrod szabrownikow urzedowych uwijali sie szabrownicy dzialajlcy
na wlasna reke. Lepiej zorganizowani wywozili lupy sami, drobniejsi
sprzedawali je handlarzom na pl. Grunwaldzkim, slynnym w calej
Polsce szaberplacu. Autobus jadacy z dworca na pl. Grunwaldzki
nazywano we Wroclawiu szaberbusem. Wyjawszy urzednikow i ideowych
zapalencow, malo kto wierzyl wtedy, ze do Wroclawia nie wroca
juz Niemcy. Nierzadko lokatorzy wypruwali z kwaterunkowego mieszkania
wszystko, co sie dalo, sprzedawali na szaberplacu, po czym zglaszali
sie po kolejny nakaz kwaterunkowy. Miejskie wladze intencje przybywajacych
Polakow ocenialy wedlug tego, czy przyjezdzali sami, czy z rodzinami.
Serio traktowano tych z rodzinami. We wrzesniu 1945 roku wroclawska
gazeta szacowala, ze szabrownikiem jest co najmniej co trzeci
mieszkajacy tu Polak.
Folwark
Gdy do Wroclawia wkroczyly pierwsze ekipy polskich urzednikow,
mieszkalo w nim jeszcze 150-200 tys. Niemcow, glownie ludzi starszych,
kobiet, dzieci. Wydaje sie, ze w pierwszych miesiacach po wojnie
do miasta przybywalo wiecej Niemcow niz Polakow. Wracali przymusowo
wyewakuowani, jency zwalniani z niewoli, rodziny w poszukiwaniu
bliskich.
Po konferencji poczdamskiej do Wroclawia przybywac zaczely zorganizowane
transporty polskich repatriantow, ale pod koniec roku 1945 wsrod
mieszkancow bylo tylko 50 tys. Polakow; co najmniej trzy razy
tyle mowilo po niemiecku. Dworzec Glowny byl zniszczony. Polacy
wysiadali na Dworcu Nadodrze i zasiedlali kamienice wokol przydworcowego
skwerku. Bylo to pierwsze powojenne centrum polskiego Wroclawia.
Jak wspomina historyk dr Michal Kaczmarek (ktorego rodzice tuz
po wojnie osiedlili sie w poblizu Dworca Nadodrze), tamtejsza
polska kolonia byla bardzo zwarta. Przybysze woleli gniezdzic
sie w ciasnych, robotniczych mieszkaniach wokol przydworcowego
skweru, niz zajmowac duze mieszkania i wille w oddalonych dzielnicach.
Dworzec Nadodrze byl podowczas matka- zywicielka, dawal Polakom
prace i wyzywienie. Przy dworcu Polakow trzymal jednak przede
wszystkim strach przed Niemcami. Niemieckich maruderow, napadajacych
nocami, spacyfikowano w ciagu kilku tygodni. Kilka miesiecy trwala
walka z niemieckimi komunistami. Utworzyli oni we Wroclawiu komitety
antyfaszystowskie i w porozumieniu z radzieckimi komendantami
wojskowymi organizowali administracje podlegla Armii Czerwonej.
Wroclawscy Niemcy nie osiagneli takich sukcesow w walce o zachowanie
niemieckosci miasta, jak w tym czasie niemieccy komunisci w Szczecinie,
ale udalo im sie zorganizowac niemiecki urzad pracy, organizacje
mlodzieiowa, dzielnicowe biura kwaterunkowe. Po podpisaniu ukladu
poczdamskiego wszystkie organizacje niemieckie zostaly jednak
rozwiazane.
Pierwsi polscy mieszkancy chodzili z bialo- czerwonymi wstazkami
i opaskami na rekawach. Latem 1945 roku zwyczaj ten zaniknal,
nie przyjal sie zas pomysl - majacy wsrod Polakow wielu zwolennikow
- wprowadzenia dla Niemcow obowiazku chodzenia po miescie z bialymi
opaskami. Ale i tak byli obywatelami drugiej kategorii. Prezydent
miasta zarzadzil, ze racje zywnosciowe Polakow maja byc niemal
trzykrotnie wieksze od racji dla Niemcow.Polacy dostawali przydzialy
regularnie, Niemcy - w miare mozliwosci. Wsrod ruin szybko pojawili
sie niemieccy zebracy, niemieckie prostytutki i handlarki wymieniajace
odziez i sprzety domowe na zywnosc.Zdaje sie, ze wysoka smiertelnosc
wsrod niemieckich starcow i dzieci wynikala wtedy glownie z niedozywienia.
Od pierwszych tygodni z braku polskich pracownikow chetnie zatrudniano
Niemcow. Zaklady panstwowe placily im teoretycznie tyle samo co
Polakom, ale przy wyplacie odtracaly, czasami i polowe pensji,
na odbudowe Warszawy i Fundusz Pomocy dla Ofiar Hitleryzmu. Pracodawcy
prywatni placili Niemcom grosze. Dla Niemek w zasadzie nie bylo
zajecia. Zgadzaly sie pracowal tak tanio, ze na swietne niemieckie
gosposie stac bylo nawet nauczycieli i lepiej sytuowanych robotnikow.
Niemcom zakazano samodzielnie zmieniac prace. Porzucenie jej karano
jak sabotaz. Po kilku miesiacach wprowadzono dla nich obowiazek
pracy.
A jednak Wroclaw nie byl olbrzymim obozem pracy dla Niemcow, chociaz
byl nim w czasie wojny dla ponad 50 tys. przymusowych robotnikow
z Polski i innych krajow okupowanych. Zadza odwetu nienawisc pielegnowana
przez szesc lat okupacji szybko wyparowaly z polskich glow. Nie
bylo pogromow Niemcow, aktow zbiorowej zemsty. Polak, jak zanotowal
jeden z pionierow, Jerzy Janicki " (...) traktowal zwyciezonego
z milczacym poq· blazaniem i obojetnoscia, wymagajac jedynie,
aby sie wokol niego krzatano, jak trzeba krzatac sie wobec gospodarza,
i aby mu uslugiwano, jako ze jest znuzony".
I Niemcy krzatali sie. Polscy dyrektorzy i wlasciciele firm zatrudniali
ich chetniej niz swych ziomkow (zwlaszcza niewykwalifikowanych
zabuzan). Brak pracy nie bardzo martwil osiedlencow. wyjawszy
urzednikow i ideowych pionierow, marzyli o szybkich, korzystnych
interesach. Niemieccy tramwajarze w czapkach z polskimi orzelkami
prowadzili tramwaje, niemieccy konduktorzy w czapkach z orzelkami
kasowali bilety. Urzednicy w polskich urzedach nie potrafili sklecic
zdania po polsku i podpisywali sie "Füührer"
(co oznaczac mialo administracyjnego szefa, nie wodza Rzeszy).
Polscy wlasciciele sklepow stawiali za lada sprzedawczynie nie
rozumiejace po polsku, wiec polscy ludzie pracy musieli wysylac
po zakupy swe niemieckie sluzace. W teatrze niemieccy aktorzy
z zapalem statystowali w komediach Fredry. Tylko gazety i hurrapatrioci
oburzali sie, ze niemiecka orkiestra w polskiej knajpie gra "Lili
Marlen", wroclawskie modnisie na niemiecka mode zawijaja
glowy w turbany z recznikow, a Polacy w mundurach spaceruja z
niemieckimi dziewczetami.
Mawialo sil wowczas we Wroclawiu, ze "kazdy Polak ma swojego
Niemca". Dobrowolne wyjazdy Niemcow na Zachod, przekwaterowywanie
Niemcow z dzielnicy do dzielnicy, zeby zdobyc ich mieszkania,
w pazdziemiku 1945 r. zastapily pierwsze zorganizowane przez wladze
deportacje. W lutym 1946 r. ruszyla przygotowana centralnie masowa
akcja wysiedlania. Polscy pracodawcy chcieli uchronic niemieckich
pracownikow i ich rodziny przed wysiedleniem. Pomoglo to niewiele.
Akcja wysiedlania trwala do pazdziernika 1947 roku. W miescie
pozostalo niewiele ponad trzy tysiace Niemcow.
Samo wysiedlanie przebiegalo rozmaicie. Czesto wysiedlani nie
mogli zabrac domowych sprzetow, czasem wypedzano ich w pospiechu,
brutalnie. Rabunki nie byly rzadkoscia. Wysiedlani podroz odbywali
w bardzo ciezkich warunkach. Polska spolecznosc miasta nie miala
z tym jednak wiele wspolnego. Przez trzy lata zycia pod jednym
dachem z Niemcami we Wroclawiu odreagowywano wojenne urazy i uprzedzenia.
Co wazniejsze, przez te lata wspolnego gniezdzenia sie w ruinach
Wroclawia nie stalo sie nic, co mogloby rzucic: ponury cien na
przyszlosc. Gromkie pogrozki komunistycznych gazet z 1945 roku,jak
"(...) kazdy Niemiec popelnil jakas zbrodnie, ktora mu plazem
nie ujdzie", pozostaly na papierze. Rozstawano sie z Niemcami
bez nienawisci, nierzadko z sympatia i zalem. Relacje i wspomnienia
swiadcza, ze wielu zabuzan wysiedlanym Niemcom prawdziwie wspolczulo.
Znali juz smak wypedzenia.
Mit Lwowa
W dwoch pierwszych latach po wojnie we Wroclawiu zamieszkalo niemal
cwierc miliona Polakow. Przybysze z Polski wkraczali w obszar
innej cywilizacji. Czterdziesci procent z nich pochodzilo ze wsi,
drugie tyle z malych miasteczek. Nowoscia bylo wszystko - tramwaje,
telefony, ciepla woda w kranach. Cywilizacyjna obcosc miasta oswajano
- ignorujac ja. Osiedlency kopali studnie w ogrodach willi, ktore
mialy sprawne lazienki. W parkach, na podworkach kamienic pojawily
sie krowy, swinie, kozy. Trzymano je i na wyzszych pietrach. Po
paru latach ludzie i miasto dopasowali sie do siebie. Inwentarz
zniknal z chodnikow i podworek, suszace sie gacie ze sznurkow
rozpietych nad ulicami. Nie konserwowane instalacje zaczely sie
psuc, domy zasnul szary brud zaniedbania.
Na poczatku 1948 roku okazalo sie, ze trzy czwarte wroclawian
pochodzilo z Polski centralnej. Najliczniejsi byli poznaniacy
i warszawiacy, doliczono sie tez wielu przybyszow z Krakowskiego,
Rzeszowszczyzny i Kielecczyzny. Zza Buga trafilo do Wroclawia
20 proc. jego mieszkancow. Tylko co dziesiaty wroclawiak pochodzil
ze Lwowa.
Lwowiakow bylo wyraznie mniej niz bylych poznaniakow i warszawiakow,
ale od poczatku to oni nadawali miastu ton. Ze Lwowa przyjechala
elita - profesorowie uniwersytetu, nauczyciele, dziennikarze prasy
i radia. To oni wykreowali mit miasta przeniesionego - drugiego
Lwowa (choc formalnie drugim Lwowem byl owczesny dolnoslaski Lwow,
dzisiejszy Lwowek, w ktorym odsetek bylych Iwowiakow byl znacznie
wiekszy). Przeprowadzka Zakladu Narodowego im. Ossolinskich, pomnika
Fredry, stwarzaly iluzje przeniesienia Iwowskiego genius loci.
Wladze w pierwszych powojennych latach bardzo sprzyjaly budowaniu
tej legendy. O repatriantach zza Buga, ktorzy w ogromnej mierze
trafiali do Wroclawia nie z wlasnego wyboru, tak pisal w sprawozdaniu
Wojewodzki Urzad Informacji i Propagandy: "(...)w przygniatajacej
wiekszosci byli niezadowoleni ze stanu, jaki zaistnial. Uprzedzeni
do ustroju politycznego i gospodarczego Polski, w czesci nieuswiadomieni
i zdezorientowani, w czesci niepewni i trudni do przekonania".
Legenda drugiego Lwowa miala ich oblaskawic, przekonac do Wroclawia
i ukoic zal za utraconym miastem rodzinnym. Pod naciskiem Moskwy
w polskiej propagandzie nie mowiono co prawda, ze ziemie zachodnie
sa po prostu rekompensata na zabrane przez ZSRR tereny wschodnie,
Wroclaw zas zaplata za utracony Lwow. Czeste oficjalne odwolywanie
sie do Iwowskich korzeni pelnilo role perskiego oka, puszczanego
przez wladze zwlaszcza do repariantow: Lwow jest teraz we Wroclawiu,
czyli Wroclaw dostalismy za Lwow.
W pierwszych latach po wojnie prasa wroclawska rozpisywala
sie o koniecznosci sprowadzenia Panoramy Raclawickiej do miasta.
Oficjalny Komitet z gen. Poplawskim na czele organizowal zbieranie
skladek na budowe budynku dla panoramy. Publicznie rozwazano kwestie,
czy zyjacy jeszcze trzeci z autorow panoramy bedzie ja konserwowal.
Wladze podkreslaly, ze Uniwersytet Wroclawski jest spadkobierca
Uniwersytetu Jana Kazimierza, publicznie fetowaly przeprowadzke
Ossolineum jako samodzielnej instytucji.
W poczatkach lat 50. watki Iwowskie zniknely z prasy i oficjalnych
wystapien. W roku 1952 dekretem prezydenta zlikwidowano fundacje,
w tym i fundacje Ossolineum. Zaklad Narodowy im. Ossolinskich
upanstwowiono i rozbito na wydawnictwo i przypisana do PAN biblioteke.
Zostala pamiec, potem ludowa legenda Lwowa. Wspomnienie uroczych,
Iwowskich tramwajarzy, zatrzymujacych tramwaje tam, gdzie pasazerom
bylo wygodniej. Mit, ze lwowiacy osiedli przede wszystkim we Wroclawiu.
I piosenki. Jeszcze w latach 70. na studenckich rajdach spiewalem
batiarskie przyspiewki. Zaden z moich kolegow nie mial swiadomosci,
ze byl to olklor Iwowski. Dla nas byl to folklor studencki.
Mit piastowski
Po szoku wypedzenia ze stron rodzinnych, repatriantow czekal we
Wroclawiu kolejny wstrzas. Miasto bylo zniszczone, zasypane ruinami.
To zas, co ocalalo, bylo estetycznie obce, przygnebiajaco niepolskie.
Prezes Klubu Inteligencji Katolickiej prof. Kazimierz Czaplinski,
ktory po wojnie najpierw trafil do Gdanska, a potem do Wroclawia,
wspomina, ze byl zaszokowany obcoscia tutejszej architektury:
- Dopiero wtedy Gdansk wydal mi sie swojski, niemal rodzinny.
Przybysze od pierwszych dni probowali oswoic, spolszczyc przestrzen,
w ktorej przyszlo im zyc. Pierwszym polskim kosciolem we Wrodawiu
byl kosciol obok Dworca Nadodrze. Prawo kanoniczne zabrania zmieniac
patronow parafii, wiec polscy osadnicy z pionierskiej kolonii
wokol Dworca Nadodrze modlili sie w kosciele pod wezwaniem Sw.
Bonifacego, misjonarza krajow germanskich, ktorego niemieccy katolicy
i ewangelicy uwazaja za swego narodowego Swietego. Swiety pozostal,
zmienila sie jego Swiatynia. Pierwszy proboszcz, ktory pochodzl
z Lwowskiego, zmienil zupelnie wnetrze: wystroj neogotycki zniszczono
i zastapiono wystrojem nieomal cerkiewnym. W nienaruszonych z
zewnatrz neogotyckich murach repatrianci odtworzyli swoja kresowa
swiatynie.
W pierwszych powojennych latach wroclawskich Polakow jednoczyl
Kosciol. Swiatynie mialy byc najwazniejszym znakiem polskosci
i dlatego polonizowano je mlotem i pedzlem. Kaplani i wierni skuwali
niemieckie epitafia, zdobienia, przebudowywali wnetrza. Symbolem
niemieckosci stal sie wtedy wroclawski neogotyk. Dzis historycy
sztuki moga doliczyc sie raptem trzech, czterech kosciolow, w
ktorych przetrwalo nienaruszone neogotyckie wyposazenie. Symbolem
niemieckosci byl neogotyk, symbolem polskosci zamianowano gotyk.
Tu politycy i historycy byli zgodni. - Po wojnie przyjelismy,
ze sredniowiecze we Wroclawiu bylo nasze, ze te koscioly mialy
naszych, polskich fundatorow - mowi wroclawski architekt wojewodzki,
prof. Jerzy Rozpedowski. Stad wzial sie niepisany nakaz holubienia
gotyku, solidarnie respektowany przez wszystkich, Kosciola nie
wylaczajac. Przy odbudowie zabytkow, przede wszystkim kosciolow,
obsesyjnie przywracano gotycki wystroj, niszczono pozniejsze,
niejednokrotnie niezwykle cenne nawarstwienia. Obsesyjnie skuwano
tynki, upatrujac w scianach z nagiej cegly znak polskosci. Az
do schylku lat 60. pieniadze przyznawano przede wszystkim na renowacje
gotyku. Prof. Rozpedowski wspomina, ze konserwatorzy zabytkow,by
dostac pieniadze na konserwacje mlodszego " niemieckiego"
obiektu, we wnioskach do wladz podfalszowywali jego metryke, dopisujac
slowo "gotycki" albo jeszcze lepiej, "romanski".
Architektura pozniejsza, z nielicznymi, reprezentacyjnymi wyjatkami
w rodzaju uniwersytetu lub ratusza, skazana byla na rozpad ze
starosci - albo pospiesznie niszczona. Polonizacje pejzazu miasta
za pomoca mlotow zaczeto od pomnikow. W ciagu niespelna trzech
powojennych lat Wroclaw, miasto pomnikow, zupelnie z nich opustoszal.
Likwidacji pomnika Wilhelma I przy ul. Swidnickiej towarzyszyl
pochod i i wiec ze sztandarami i transparentami. Ukrytego przez
Niemcow Bismarcka odszukano i zniszczono dopiero w roku 1947.
Nienawisc do niemieckich monumentow byla tak wielka, ze trzech
cwaniakow, ktorzy nielegalnie sprzedali na zlom wielki pomnik
Fryderyka Wielkiego, stojacy w rynku, skazano na symboliczne kary
wiezienia, a ich wspolnikow uniewinniono, choc szabrownicy karani
byli wtedy bardzo surowo.
Po pomnikach przyszedl czas na niemieckie napisy. W 1947 roku
wroclawskie "Slowo Polskie" oglosilo konkurs: czytelnicy
mieli donosic wladzom, gdzie przetrwaly jeszcze niemieckie napisy
i pamiatki; w nagrode dostawali ksiazki. Przyszedl czas i na budowle.
Miejskie wladze lekka reka niszczyly zabytki. Znalezli sie prominentni
historycy sztuki, ktorzy oceniali, ze sa to "dziela konwencjonalne,
marnej wartosci" albo wrecz "wstretna, pruska architektura"
Rozebrano wspaniale gmachy muzeow sztuk pieknych oraz muzeum rzemiosla
i starozytnosci. Rozebrano pruski zamek krolewski. Zniszczono
wspanialy barok palacu Hatzfeldtow. Zaniechano ratowania kilku
ciekawych kosciolow neogotyckich. Przebudowujac uklad komunikacyjny
centrum miasta, bez sensu zreszta, wyburzono cale ciagi ulic.
Tak zniszczono m.in. zabytkowa zabudowe ul. Wita Stwosza i czesc
zabudowy ul. Kazimierza Wielkiego. W miejsce zniszczonych historycznych
budowli w obrebie murow miejskich stawiano brzydkie, plaskodache,
betonowe bloki. Tak oszpecono nie tylko place Solny i Dominikanski.
We Wroclawiu nie opracowano wytycznych konserwatorskich. Osmiuset
tamtejszych architektow i urbanistow moglo budowac, co im tylko
podpowiedziala ambicja - betonowe bloki, estakady, trasy szybkiego
ruchu wiodace donikad. Po 1945 roku miasto zostalo zdegradowane.
Zniszczono jego historyczne wartosci urbanistyczne i architektoniczne
- mowi wojewodzki konserwator zabytkow Wawrzyniec Kopczynski.
Topornie polonizowano az do lat 70. nie tylko mury, ale i przeszloscq·
miasta. Szesc wiekow, w ktorych Wroclaw pozostawal poza Polska,
wroclawscy historycy uczynili czarna dziura. Badano wyIacznie
dzieje sredniowiecza, wszedzie doszukiwano sie piastowskich korzeni.
Pomagala w tym dziele cenzura. Warszawscy historycy, ktorzy powolywali
sie na dziewietnastowieczne niemieckie zrodla, mogli umiescic
w przypisach "Breslau" jako miejsce wydania druku. We
Wroclawiu bylo to niemozliwe - zaden "Breslau" nie istnial,
zawsze byl tu Wroclaw. Niektorzy z historykow poprawiali przeszlosc,
gdy okazywala sie nie dosc polska. Rozkwitla swoista historiografia
turystyczna. Starannie, z cala powaga badano, kto ze znanych Polakow
w XVIII, XIX i XX wieku pomieszkal sobie we Wroclawiu, a kto w
drodze do lub z Europy wypil wtedy nad Odra kawe. Historycy obsesyjnie
badajacy i udowadniajacy odwieczna polskosc miasta nie czynili
tego ze strachu ani dla pieniedzy. Wiekszosc naprawde wierzyla
w to, co robi.
Nie oni jedni. W latach 40. i 50. olbrzymiej pracy integracyjnej
dokonali wroclawscy biskupi. Podrozowali jak misjonarze od parafii
do parafii i wyglaszali kazania w tym samym duchu co profesorowie
uniwersyteccy: "bylismy,jestesmy, bedziemy". Nieliczni
historycy, ktorzy tamte homilie przegladali, mowia, ze w sprawie
niemieckiej przeszlosci miasta brzmia one jak przemowienia sekretarzy
partyjnych. - Taka byla wspolna potrzeba tamtego czasu, obecnosc
tutaj trzeba bylo uzasadnic czyms wiecej, niz wyrokiem Stalina
- uwaza dyrektor Ossolineum dr Adolf Juzwenko.
Wspolna byla tez potrzeba zniszczenia najwazniejszego znaku niemieckiej
obecnosci - cmentarzy. Do ich likwidacji wladze przystapily w
poczatkach lat 70., gdy tylko uplyw cwierci wieku od ostatnich
pochowkow dal po temu formalny pretekst. Burzono tak szybko, ze
nawet nie zdazono ich sfotografowac. Akcje likwidacji zakonczono
w roku 1972. Zniszczono wszystkie. Ocalaly tylko pojedyncze groby
na cmentarzach parafialnych i komunalnych. Prochy zmarlych rozsypano,
ziemie zaorano.
Rzezby i kamienie nagrobne spychano buldozerami. Niemieckimi plytami
nagrobnymi umacniano koryto fosy miejskiej. Uzyto ich do budowy
trybuny stadionu sportowego przy ul. Wisniowej. Wylozono nimi
wybiegi dla zwierzat w nowej czesci wroclawskiego Zoo. Nagrobki
niewidoczne sa dla publicznosci - tylko zwierzeta wpatrywac sie
moga w epitafia niemieckich mieszczan,opowiada historyk Maciej
Lagiewski, ktory ongis w scianie wybiegu wypatrzyl nagrobek "krolewskiego
radcy komercyjnego". Na cmentarzu grabiszynskim przepiekne
plyty i rzezby nagrobne spychaczem zepchnieto pod plot i zakopano.
Po latach tysiace niemieckich nagrobkow zwieziono na teren bylego
niemieckiego cmentarza na Osobowicach. W 1984 r. wsrod hald niemieckich
nagrobkow przechadzali sie kamieniarze z kubelkami farby. Biala
farba zaznaczali plyty, ktore pozniej chcieli odkupic jako surowiec
do swojej produkcji. Na miejscu cmentarzy zakladano parki albo
nowe cmentarze komunalne. Nikt nie protestowal. Ani historycy,
ani intelektualisci, ani Kosciol, ani wierni. Jeszcze dzis, opowiada
prof. Kazimierz Czaplinski, porzadni skadinad katolicy twierdza,
ze pobliski park zalozony na miejscu cmentarza ewangelickiego
jest tylko parkiem. Do dzis, gdy wraca pomysl umieszczenia tam
kamienia z informacja, ze byl tu niemiecki cmentarz, liczni parafianie
protestuja. Ostatnim akordem w dziele polonizowania miasta przez
zniszczenie bylo wysadzenie w poczatkach lat 70. sredniowiecznych
mlyniow Sw. Klary. Ironia losu, mowia historycy, bo udzialy w
nich mial nasz krakowski Wierzynek. Tym razem podniosly sie we
Wroclawiu glosne protesty. Wybuchl ogolnopolski skandal, zwolniono
odpowiedzialnych urzednikow i odtad jesli juz cos niemieckiego
we Wroclawiu mialo zniknac, to pozostawione same sobie, z zaniedbania,
starosci.
Mit mlodosci
Transporty repatriantow zrazu kierowano do Wroclawia wedlug urzedowego
rozdzielnika, jednak wiekszosc osadnikow przybywala w poszukiwaniu
swojej szansy. Przybysze ze wsi i malych miasteczek szukali awansu
spolecznego - w pierwszych miesiacach wlasnie oni uparcie osiedlali
sie w czynszowych kamienicach zniszczonego centrum, a nie w dobrze
zachowanych willach na przedmiesciach. Urzednikow, inteligencje,
tworcow kusilo tworzenie rzeczy wielkich od zera, perspektywa
blyskawicznego awansu zawodowego. Ludzi zadnych pieniadza sciagala
mozliwosc wielkich zarobkow w handlu. Nowych wroclawian laczylo
jedno - byli bardzo mlodzi. W pierwszych powojennych latach polowa
mieszkancow miala 15-29 lat.
Ze swej mlodosci dumni byli mieszkancy, ale szybko poczely ja
podkreslac takze wladze. Popierano piosenki o mlodosci, fetowano
ja przy kazdej okazji. Realna mlodosc mieszkancow sluzyla legendzie
miasta mlodosci. Utozsamienie wieku miasta i mieszkancow sugerowalo,
ze jedyna historie miasta tworza wlasnie teraz. Wroclaw mial byc
miastem bez historii, mial jedynie prehistone - piastowska. Wazne
byly tylko: dzien dzisiejszy i przyszlosc. Przeszlosc zlewala
sie z tym,co teraz. Wielka architektura nie miala tworcow - ot,
ktos zbudowal Hale Ludowa, Most Grunwaldzki, dom towarowy.
Pochlonieci trudem odgruzowania wroclawianie nie chcieli zastanawiac
sie nad przeszloscia. Swiadomosc historii wystawili za drzwi.
Niemieckie napisy na zeliwnych plytach kanalizacyjnych, codziennie
odkrecane w lazience kurki z literami "K" (kalt) i "W"
(warm) staly sie znakami bez tresci, abstrakcyjnymi ornamentami.
Takze inteligencja nie chciala siegac w przeszlosc. Przelom pazdziernikowy
1956 roku we Wroclawiu sprawil, ze mloda inteligencja z zapalem
rzucila sie do odkrywania i poprawiania Swiata. Ale: odkrywania
dalekiego Swiata Zachodu, nie przeszlosci swego miasta. Ale: poprawiania
tego, co stworzono po wojnie, nie tego, co zastano po przyjezdzie.
Przez pietnascie lat Wroclaw kipial. Az trudno doliczyc sie festiwali,
imprez i inicjatyw, ktore elektryzowaly kulturalna Polske. Nie
sposob doliczyc sie dziesiatek wybitnych tworcow, dzialajacych
wowczas we Wroclawiu.To wszystko robilo pokolenie dwudziesto-,
trzydziestolatkow, wychowanych juz w tym miescie.
Dla polskiej kultury Wroclaw stal sie rownie wazny, jak Krakow
czy Warszawa. Wydawalo sie, ze spelnilo sie marzenie wroclawskiego
publicysty Tadeusza Galinskiego z pierwszych powojennych lat:"Nie
pokonamy nigdy wplywu kultury niemieckiej na Ziemiach Odzyskanych,
nie zetrzemy jej sladow mimo odgrzebywania historii i nie przywrocimy
tych ziem naprawde Polsce,jesli nie zaktywizujemy i nie zdynamizujemy
na ziemiach tych kultury polskiej, jeieli nie zbudujemy tu nowych
dla niej pomnikow".
A potem, w latach 70., przyszedl czas chudy. Wiele imprez przywiedlo,
dziesiatki najwybitniejszych tworcow i naukowcow wyjechalo. Mit
miasta, ktore kusi mlodoscia, mozliwosciami, ktore przy ciaga,
zastapil mit miasta, ktore odpycha, wyrzuca. O te wielka kulturalna
emigracje spierano sie dlugo i z pasja. Winnego najchetniej wskazywano
w komunistycznej wladzy. Kulturalny fajerwerk lat 60. zmrozily
administracyjne szykany i cenzuralne ciecia. Ale byc moze byly
takze inne przyczyny.
Dr Adolf Juzwenko, starajac sie ostatnimi laty o reaktywowanie
Ossolineum jako przedwojennej fundacji, kolatal do rozmaitych
drzwi w Warszawie. Byli wroclawianie,ludzie wplywowi i opiniotworczy,
uprzejmie chwalili starania, ale w niczym konkretnym nie pomogli.
Z wielkiej liczby ludzi, ktorzy z Wroclawia wyszli, miasto nie
doczekalo sie takiej pociechy, jaka ze swego warszawskiego lobby
ma Krakow,Poznan, Gdansk. Wiec moze to patrzenie popazdziernikowych
entuzjastow tylko przed siebie, to ich odwrocenie sie od przeszlosci,
musialo skonczyc sie odejsciem? Moze trudno zyc w miescie, w ktorym
nie zapuscilo sie korzeni, w ktorym patrzy sie wylacznie przed
siebie?
Oswojenie miasta
Komunisci przez cwierc wieku usilowali rozwiazac kwadrature kola.
Pragneli spolecznej stabilizacji na Ziemiach Odzyskanych. Dawala
im polityczna legitymizacje - najwazniejszego atutu politycznego
komunistow, przesuniecia granic na zachod, w zasadzie nikt w Polsce
nie kwestionowal. Komunisci nie chcieli sie jednak wyrzec w swej
polityce i propagandzie straszaka niemieckiego. Najpierw wykorzystywali
go do zwalczania opozycji, zwlaszcza PSL. Potem uzasadniali nim
zwasalizowanie Polski przez Moskwe. Wreszcie probowali integrowac
Polakow strachem przed Niemcami.
Ale strach przede wszystkim niszczyl. We Wroclawiu w pazdzierniku
1945 roku wybuchla wielka panika z powodu ograniczen w wyjazdach
pociagow na wschod. Pociagi nie jechaly, bo wywozono wtedy kilkadziesiat
tysiecy Niemcow do kopalni Slaska,ale wroclawianom wydawalo sie,
ze wladze zakazem wyjazdow chca opanowac panike w obliczu grozby
utraty miasta. Lek przed powrotem Niemcow nasilil sie w roku 1946,
gdy Churchill, a pozniej amerykal€Aski sekretarz stanu James
Byrnes, zakwestionowali zachodnie granice Polski. Niepewnosc,
czasem panika, wracaly co kilka lat. Wroclawianie rzucili sie
do sklepow w 1949 roku, po powstaniu RFN. Wojne w Korei, remilitaryzacje
RFN, powstanie w Berlinie, przyjecie RFN do NATO, a pozniej, w
1961 roku, kryzys berlinski, odbierano nad Odra jako bezposrednie
zagrozenie i zapowiedz katastrofy. Nie orientowano sie w nieglebokich
zreszta niuansach niemieckiej polityki PZPR - do wyobrazni trafialy
tylko nieustanne propagandowe oskarzenia Niemiec o chec odebrania
ziem zachodnich.
Czas robil swoje. Rozbudowano przemysl; stawiano nowe, gomulkowskie
bloki, okrzeply uczelnie, rozkwitlo srodowisko kulturalne, dorastalo
drugie pokolenie. W polowie lat 60. ktos, kto najlepiej rozumial
nastroje mieszkancow, ocenil, ze we Wroclawiu, na Ziemiach Odzyskanych,
Polacy czuja sie juz pewnie. Biskup Boleslaw Kominek przybyl do
Wroclawia w 1956 r. z Opolszczyzny. Znal skomplikowane sprawy
pogranicza polsko- niemieckiego, rozumial swietnie nastroje we
Wroclawiu. Jesli zdecydowal sie na napisanie listu do biskupow
niemieckich, jesli zdecydowal, ze Polacy powinni pierwsi wyciagnac
reke w imie pojednania polsko-niemieckiego, mial tez i to na uwadze,
ze Wroclaw dla mieszkancow byl juz wtedy miejscem oswojonym, prawdziwie
wlasnym.
List biskupow polskich do niemieckich nie zostal przez mieszkancow
Wroclawia odebrany tak, jak Kosciol tego oczekiwal. Wiekszosc
wiernych, zreszta i wielu kaplanow, nie zrozumiala listu, nie
zgadzala sie z nim. Sprzeciw budzilo zwlaszcza sformulowanie "przebaczamy
i prosimy o przebaczenie". Niewielu wiedzialo o obozie w
Lambinowicach i o innych powojennych obozach dla Niemcow. Niemal
nikt ze starszych nie poczuwal sie do winy z racji wysiedlania
Niemcow - przeciez we Wroclawiu Niemcy traktowani byli przyzwoicie,
zyli posrod nas, wlos im z glowy nie spadl! Rozdzwiek miedzy nastrojami
wiernych i intencjami hierachii koscielnej zazegnali komunisci.
Zajadla kampania propagandowa, przeciw listowi i Kosciolowi w
ogole, zjednoczyla wiernych i kaplanow.
Trzeba bylo jeszcze 15 lat, by wrosnac w to miasto nieodwolalnie,
by miasto wroslo w dusze mieszkancow. "Solidarnosc"
we Wroclawiu byla ruchem politycznym, ale i samorzadowym. Pilnowanie
w czasach przelomu tego,co w zasiegu reki, skrzetna dbalosc o
mikrokosmos, w ktorym zamyka sie zycie codzienne byly znakiem
tego wrosniecia. Swiadectwem tego stal sie stan wojenny.
We Wroclawiu konspiracja solidarnosciowa byla najliczniejsza i
najsilniejsza. Ale jeszcze bardziej wymowne byly demonstracje
w sierpniu 1982 roku. Dziesiatki tysiecy ludzi idace w pochodzie,
przy szalonym aplauzie tysiecy widzow w oknach i na balkonach,
biorace miasto w swe posiadanie. Atak na kolumne milicyjna na
Moscie Grunwaldzkim, nocne walki z uzyciem butelek z benzyna mialy
w sobie cos z wyzwalania wlasnego miasta - przez mieszkancow.
To charakterystyczne, ze wroclawianie oswajali miasto takze zabawa,
absurdalnym zartem. O " Pomaranczowej Alternatywie"
Waldemara Fydrycha napisano niejedno, ale bodaj nie napisano najwazniejszego
- ze powstac mogla tylko we Wroclawiu. Albo w Krakowie. Znamienne
zestawienie. Sadze, ze "Pomaranczowa Alternatywa" byla
zaskakujaco wiernym odbiciem szczegolnych cech wroclawian. Byl
w niej odrodzony duch polskiego, kresowego miasta. Byl w niej
humor, poczucie absurdu wszelkich skrajnosci, otwartosc i sympatia
dla innych, obcych. I bylo to szczegolne poczucie wolnosci, wynikajace
z racji najprostszej - wolno nam, bo jesteimy u siebie, w domu.
Oswojenie Niemca
Trzydziestu lat trzeba bylo, by we Wroclawiu przestal straszyc
Niemiec zza Laby. Pierwsze lody przelamali swym listem biskupi.
Ich glos byl wskazowka, ze w Niemcu mozna i trzeba widziec nie
wroga, lecz swego blizniego. Wiele lekow rozwialo podpisanie ukladu
granicznego z RFN w 1970 roku. Ale naprawde wazne okazalo sie
poznawanie ludzi. Profesor Czaplinski wspomina, ze na poczatku
lat 70. do jego jezuickiej parafii pw. Klemensa Dworzaka przyjechali
z Drezna dzialacze tamtejszej organizacji katolickiej Familienkreis.
Rada parafialna zdecydowala wtedy, by w czasie niedzielnej mszy
goscie z Drezna czytali Pismo Swiete po niemiecku. Po mszy, wspomina
prof. Czaplinski, czesc parafian uwazala, ze stalo sie dobrze,
czesc, moze nawet wiekszosc, byla oburzona. Potem wroclawscy katolicy
nawiazali kontakty z zachodnioniemieckimi grupami Bensberger Kreis
i Süühnezeichen Aktion. Goscie z Dortmundu jeszcze przed
stanem wojennym, widzac mizerie we wroclawskich sklepach, przyslali
do parafii pw. Klemensa Dworzaka pierwszy samochod z darami. W
stanie wojennym stutonowe transporty darow docieraly z Dortmundu
do Wroclawia dwa razy w roku, w Niedziele Palmowa i na Wszystkich
Swietych. Trafialy do kazdej parafii i kazdy widzial, ze Niemcy
nie oczekuja niczego w zamian, mowi dr Michal Kaczmarek. A potem
spontaniczna akcja charytatywna parafii dortmundzkich rozrosla
sie w dortmundzko-wroclawska Fundacje Sw. Jadwigi.
- Dzisiaj im blizej granicy,tym niechec i lek przed Niemcami sa
mniejsze - mowi socjolog dr Stefan Bednarek. Im blizej granicy,
tym wiecej ludzi juz w latach 70. jezdzilo do NRD i RFN. Niewazne,
czy jechali studiowaic, pracowac na czarno, handlowac. Niemcy,
poznane z bliska, okazaly sie krajem normalnych ludzi. Zdaniem
dr. Bednarka rozwiewa sie takze strach przed potega zjednoczonych
Niemiec, wyczuwalny we Wroclawiu wkrotce po zburzeniu muru berlinskiego.
Niemcy przestali byil tacy straszni takze dlatego, ze naprawde
straszni stali sie Rosjanie. Po roku 1980 pojawila sie literatura
o martyrologii Polakow w ZSRR. I okazalo sie, ze miliony Polakow,
w znacznym stopniu kresowiakow, zamordowano i wyniszczono w Sowietach.
To mialo swoja wymowe, zwlaszcza we Wroclawiu.
Od paru lat parafia Sw. Klemensa Dworzaka zaprasza odwiedzajacych
ja niemieckich proboszczow do wygloszenia kazania. Po niemiecku.
Podczas jednej z takich mszy poproszono prof. Czaplinskiego o
tlumaczenie. Meczyl sie z przekladem dlugich, skomplikowanych,
kwiecistych zdan starej niemczyzny. I wtedy najpierw jeden, potem
drugi i trzeci z wiernych zaczal mu pomagac. Koniec kazania tlumaczylo
sobie wspolnie pol kosciola.
Oswajanie Slaska
To przyszlo nagle. Ciekawosc, co bylo przedtem, jak to wygladalo,
kto tu zyl. - Po prostu poczulismy, ze juz trzeba o tym pisac
mowi redaktor "Odry" Mieczyslaw Orski. W polowie lat
80. redakcja "Odry" zaczela publikowac materialy o przeszlosci
miasta, tej najmniej znanej - niemieckiej. I okazalo sie, ze wroclawian
wlasnie to bardzo interesuje.
Maciej Lagiewski, prawnik z wyksztalcenia, historyk z zamilowania,
w 1982 roku zostal bez sensownej,jak mowi,pracy. Znalazl sobie
miejsce za murami zdewastowanego cmentarza zydowskiego jednej
z najwiekszych i najwazniejszych ocalalych nekropolii zydowskich
w Europie. Ocalala jako jedyny ze starych cmentarzy Wroclawia.
Przez dziesiec lat kustosz cmentarza zydowskiego, Maciej Lagiewski,
restaurowal zabytkowe nagrobki. W 1990 roku wygral konkurs, zostal
dyrektorem muzeum miejskiego. Wtedy podjal druga batalie o ratowanie
przeszlosci miasta.
Herb Wroclawia ustanowil ponad cztery wieku temu Ferdynand I Habsburg.
Jak malo ktory z herbow oddawal on wielokulturowe dziedzictwo
miasta. W jednym z pieciu pol byl czeski lew, swiadectwo czeskich
wplywow i podleglosci praskiemu tronowi. Czarny ptak w innym polu
byl orlem piastowskim, znakiem ksiazecym wroclawskiej linii Piastow
Slaskich. Litera "W" pochodzila od legendarnego Wrocislawa
(Vratislawa), zalozyciela miasta. Takze glowa Jana Chrzciciela
na tacy z innego pola swiadczyla o slowianskich poczatkach grodu
widnieje ona na najstarszych miejskich znakach pieczetnych. Elementem
nieslowianskim byla w herbie postac Jana Ewangelisty, patrona
rajcow miejskich, symbol niemieckiej kolonizacji.
Po raz pierwszy czterechsetletni herb Wroclawia zmienili nazisci,
bo przeszkadzala im litera "W", Swiadectwo slowianskosci
arcyniemieckiego dla nich miasta Breslau. Po raz drugi zmienily
herb wladze miasta w roku 1948. Nie podobaly im sie slady obecnosci
nie tylko Polakow. Prof. Karol Maleczynski, ojciec wroclawskiej
szkoly historykow zajetych tropieniem polskosci Wroclawia ulozyl
nowy (dosc fantazyjny, wedlug heraldykow) herb slowianski: w dwoch
polach dwie sklejone polowki orlow, polskiego i slaskiego. Po
raz trzeci herb zmienili wroclawscy radni w czerwcu 1990 roku.
Po wieloletniej kampanii publicystycznej Macieja Lagiewskiego,
domagajacego sie powrotu do historycznego znaku miasta, nowo wybrana
rada przeglosowala przywrocenie pieciopolowego herbu, nadanego
przez Ferdynanda I Habsburga. Za glosowalo 31 radnych, przeciw
19.
- Najwazniejsze dzisiaj - powtarza wojewodzki konserwator zabytkow
Wawrzyniec Kopczynski - to zrozumiec, ze Wroclaw nie byl najpierw
polski a potem niemiecki. Wroclaw byl piastowski, czesko-wegierski,
austriacki, niemiecki. Wplywy sie krzyzowaly, kolejni zdobywcy
najpierw niszczyli, potem tworzyli. I po wiekach okazalo sie,
ze historycznie, kulturowo, Wroclaw nie jest czyjs. Jest tutejszy,
slaski.
Dr Michal Kaczmarek w tym roku akademickim wprowadzil zajecia:
regionalistyka Slaska. Pytal studentow, czy czuja sie Dolnoslazakami.
Odpowiedzieli, ze nie. Sa walbrzyszanami, legniczanami, jeleniogorzanami,
o tak. Ale Dolnoslazakami? Za malo czasu, za malo grobow, powiada
dr Juzwenko. W ziemie wrasta sie pokoleniami, ktore odeszly. To
jest juz nasz dom, ale jeszcze nie mala, dolnoslaska ojczyzna.
Ale co robic, by Dolny Slask stal sie ta mala ojczyzna? By w swoim
domu, we Wroclawiu poczuc sie tak, jak poznaniak czuje sie w Poznaniu,
krakauer w Krakowie? Czekac, az niegdysiejsze niemieckie cmentarze
zapelnia sie grobami naszych wnukow, prawnukow? Czy patrzec tez
za siebie i w tych, co tu byli, dostrzec nie uzurpatorow, wrogow,
ale - jakob tam antenatow? Po prostu - krajan?
W 1991 roku sensacja byly obchody 200-lecia wroclawskiej szkoly
plastycznej, powolanej przez krola Fryderyka Wilhelma II w roku
1791 . Rektor uparl sie, ze nie bedzie jubileuszu 40-lecia, skoro
szkola ma 200 lat. Wybitny grafik wroclawski Eugeniusz Get-Stankiewicz
zaprojektowal wtedy rocznicowy plakat. Wokol swojej twarzy namalowal
plamy rozmaitych kolorow i podpisal je: "zolty, gelb",
"czerwony, rot", "zielony, grüün".
Slowa rozne, ale znacza to samo, mowi. W listopadzie ub. roku
na gmachu uniwersytetu pojawily sie tablice z nazwiskami dziesieciu
wroclawskich laureatow Nagrody Nobla.
Sa juz chetni, by reaktywowac przedwojenne bractwo kurkowe. Boguslaw
Litwiniec,przed laty tworca miedzynarodowego Festiwalu Teatru
Otwartego, w zeszlym roku wyszperal w archiwaliach, ze mieszczanska,
niemiecka tradycja jest bieg dam po futro. Wiec jest bieg dam
(studentek, kelnerek) po futro (fundowane przez prywatna firme).
A do tego polskie herody. Maciej Lagiewski troche krzywi sie,
ze ongis za futrem biegaly damy lzejszych obyczajow,ale sam z
miejskimi tradycjami ma problemy. Ze wspolpracownikami szuka wroclawskich
obyczajow, ktore mozna przywrocic. Ale co tu przywracac? Niegdysiejsze
bachanalia po winobraniu? Dzis na miejscu winnic rosna sady. Wiec
- Swieto wiktorii sedanskiej?
Wroclawianie otwieraja sie na przeszlosc miasta i coraz slabiej
odczuwaja potrzebe dokumentowania jego polskosci. To blad, uwaza
dr Juzwenko. Najwiekszym zagrozeniem wroclawian ze strony Niemiec
sa, zdaniem dyrektora Ossolineum, nasze wlasne kompleksy. Wszystkie
skorupy ochronne mitow, stereotypow, zbiorowych uproszczen pekly,
znikly polityczne protezy pozwalajace trzymac Niemcow na dystans
dzis stoimy wobec nich nadzy, tacy, jakimi jestesmy naprawde.
- Nie dorownamy im w produkcji samochodow. Tylko w sferze kultury
jestesmy dzis partnerami, mozemy dac im cos wartosciowego. Ossolineum,
ktore przed dwoma laty jako jedyna instytucja wroclawska odwazylo
sie pokazalc niemiecka wystawe poswiecona kanclerzowi Konradowi
Adenauerowi, chce za dwa lata, z okazji Kongresu Eucharystycznego,
zorganizowac wielka wystawe skarbow polskiej kultury narodowej
- z mysla o gosciach z Niemiec.
Eugeniusz Get-Stankiewicz, niedawny laureat niemieckiej Nagrody
Slaska, przed laty odlanego w metalu ptaka pomalowal na czamo
i baczac, by nikt tego nie zauwazyl, ukryl go wysoko, na galezi
jednego z wroclawskich debow. Innym razem w starej, poniemieckiej
kostce ulicznej wyrzezbil swa twarz i kostke z powrotem, ukradkiem
wmurowal w jej miejsce w jezdni ktorejs z wroclawskich ulic. Wmurowal
gladka stronia do wierzchu. Nikt procz tworcy nie ma pojecia,
gdzie znajduja sie te jego dziela. Jemu samemu to nie przeszkadza.
Sa znakiem przymierza artysty z miastem. W swoim curriculum vitae
napisal:"Urodzilem sie w Oszmianie, teraz mieszkam we Wroclawiu
i tu chcialbym umrzec".
Szczesciem i nieszczesciem Wroclawia okazala sie wielka plyta.
Betonowymi blokowiskami zeszpecono odlegle przedmiescia, sporo
nasmiecono nimi w centrum. Nie oplacalo sie jednak stawiac pojedynczych
blokow zamiast kaidej zniszczonej poniemieckiej kamienicy. Teraz
przyszedl czas na wypelnianie mnostwa luk w zabudowie. Czas plomb.
Nikt tego nie narzucal odgornie, urzedowo. Przyszli mieszkancy
placa i wymagaja, architekci projektuja i okazuje sie, ze postmodernistyczne
plomby rozmaitych wroclawskich autorow swietnie pasuja do klimatu
wroclawskiej architektury czynszowej. Wroclaw zawsze slynal ze
wspaniale wyeksponowanych naroznikow. Architekci projektuja dzis
plomby naroznikowe, rozrzezbiane, z wykuszami. Sa one duma mieszkancow
i projektantow. Wroclawski SARP co roku przyznaje nagrode za najlepsza
plombe. Nagroda jest niewysoka, ale w srodowisku bardzo prestizowa.
9 maja tego roku odrestaurowany z wojennych zniszczen pomnik Fryderyka
Schillera odslonieto w Parku Szczytnickim. Pomyslodawca przywrocenia
miastu pomnika niemieckiego poety w 50 rocznice konca wojny i
190 urodzin Schillera, bylo zalozone przez wroclawskich intelektualistow
Towarzystwo "Teatr nad Odra". Pomnik Schillera to dopiero
poczatek - Towarzystwo ma zamiar zorganizowac we Wroclawiu polsko-niemiecki
festiwal teatralny. Teatry polskie maja grac sztuki niemieckie,
teatry niemieckie - sztuki polskie. Z okazji odsloniecia pomnika
wystawiono dzielo kompromisowe - libretto "Don Carlosa"
Verdiego powstalo na motywach dramatu Schillera.
Towarzystwo Milosnikow Wroclawia powstalo w 1956 roku, by propagowac
polskosc miasta. Od niedawna eksploruje historie w PRL zakazana.
Wydalo plan Wroclawia z przedwojennymi i dzisiejszymi nazwami
ulic i bardzo ciekawy przewodnik po dziejach Wroclawia. W swiadomosci
wielu wroclawian, ktorzy Niemiec nie lubia lub boja sie TMW ciagle
jednak jest symbolem dawnych, dobrych czasow, gdy Wroclaw byl
tylko piastowski i juz! A wiec skarza sie, ze kawiarnie i restauracje
wywieszaja menu po polsku i po niemiecku. Skarza sie na szyldy
w jezyku niemieckim i na "Gazete Zachodnia" z mutacja
niemiecka. Na hotel "Panorama" w samym srodku miasta,
ktory w lecie jest niemal hotelem niemieckim. Na jesienna wystawe
"Slascy artysci" w ratuszu, na ktorej, podkreslaja,
nie wyeksponowano zadnego Polaka. Pisza, ze jak tak dalej pojdzie,
to miasto wykupia Niemcy (juz kupili Elwro i rozpuscili zaloge).
Trudno zlapac rownowage, takie mamy teraz czasy, powiada Wieslaw
Geras, od lat 50. dzialajacy w TMW.
W tekscie wykorzystano m.in. oprarcowania: "Polacy wobec Niemcow ", praca zbiorowa pod red. Anny Wolff-Poweskiej, Marek Ordykowski "Zycie codzienne we Wroclawiu 1945-1948", Beata Ociepka "Niemcy na Dolnym Slasku w latach 1945-1970".