Wroclaw czy Breslau - lata 1945-48

Ucieczka

Gdy 6 maja. dwa dni przed koncem wojny, skapitulowaly niemieckie wojska broniace Wroclawia miasto w niczym nie przypominalo kwitnacej metropolii sprzed lat. -Schylek wieku i pierwsza dekada wieku XX to jeden z najlepszych okresow w historii miasta. Budowano wiele i efektownie, wznoszono monumentalne gmachy. Wroclaw byl wowczas liczacym sie Europie centrum naukowym i kulturalnym, waznym osrodkiem gospodarczym. Zmiana granic po I wojnie swiatowej sprawila ze w miedzywojniu miasto popadlo w stagnacje. Ciagle jednak wiele w nim budowano; w przededniu II wojny swiatowej liczylo niespelna 630 tys. mieszkancow. Potem przyszla krotka, wojenna koniunktura. Az do konca 1944 roku Wroclaw nie byl bombardowany. Przenoszono wiec tu produkcje wojenna, przeprowadzali sie mieszkancy zachodnich, bombardowanych miast III Rzeszy. W 1944 roku Wroclaw mial okolo miliona mieszkancow.
Jeszcze w sierpniu 1944 roku niemieckie dowodztwo oglosilo miasto twierdza. Hitler zas polecil bronic go do ostatniego zolnierza. Po rozpoczeciu przez Rosjan ofensywy w styczniu 1945 roku, wroclawski gauleiter Karl Hanke wydal rozkaz ewakuowania miasta. Ewakuacja byla zupelnie nie przygotowana. Na dworcach juz pierwszego dnia zapanowaly chaos i panika. Pociagi nie mogly pomiescic tratujacych sie tlumow. Kierownictwo NSDAP zarzadzilo wowczas wymarsz pieszo kobiet i dzieci na zachod. Podczas panicznej ucieczki w mrozach i sniezycach zginely tysiace dzieci i starcow. Do polowy lutego, kiedy wojska radzieckie zamknely pierscien okrazenia wokol miasta, wyewakuowano wiekszosc urzedow i instytucji, w tym uczelni, muzeow, szpitali. Wroclaw opuscilo od 600 do 700 tys. mieszkancow.

Oblegajacych i oblezonych laczylo jedno - obsesja zniszczenia. Rosjanie ostrzeliwali i bombardowali dzielnice nie tylko po to, by wesprzec swe wojska ladowe i osiagnac taktyczne sukcesy, ale by niszczyc zywa tkanke miasta. Niemiecki dowodca Festung Breslau, gen. Niehoff, usilowal powstrzymac Rosjan podpalajac kolejne kwartaly domow. Po utracie lotniska zdecydowal sie na zbudowanie drugiego ladowiska w rejonie dzisiejszego pl. Grunwaldzkiego. Niemcy wyburzyli przepiekna zabudowe piecioramiennego placu i okolic, w tym klasztor, dwa koscioly, gmach archiwum. Z 30 tys. budynkow w gruzach leglo 21 600. Calkowicie zniszczono dwie trzecie zakladow przemyslowych i wiekszosc najcenniejszych zabytkow architektury. Gdy w trzy dni po kapitulacji Niemiec wkroczyly do Wroclawia pierwsze ekipy polskiej administracji, miasto plonelo.

Lup

Polskie wladze postanowily zajac i zagospodarowac ziemie zachodnie jeszcze przed ostatecznymi decyzjami wielkich mocarstw co do powojennej granicy polsko-niemieckiej. Juz w marcu 1945 roku znany dzialacz socjalistyczny Boleslaw Drobner mianowany zostal w Krakowie przyszlym prezydentem Wroclawia. Sposrod krakowskich specjalistow zorganizowal on grupe majaca przejac miasto.

Polski zarzad miasta bardzo szybko zorganizowal sluzby miejskie i sprawny system przyjmowania nowych mieszkancow. Przed konferencja wielkich mocarstw nalezalo miasto zagospodarowac i podkreslic swa obecnosc. Wladze polskie, wspierane przez Moskwe, w pierwszych tygodniach po wojnie prowadzily polityke faktow dokonanych - formalnie Wroclaw nalezal ciagle jeszcze do Niemiec. Dlatego tez do czasu konferencji poczdamskiej nie zorganizowano oficjalnej,masowej akcji zasiedlania miasta. Przyjezdzali przede wszystkim specjalisci sciagani z Polski centralnej przez zarzad miejski, powracajacy do kraju byli jency i przymusowi robotnicy, zdemobilizowani zolnierze, ci, ktorzy w wielkim, zasobnym miescie zweszyli zyle zlota - szaber, czyli rabunek mienia poniemieckiego.

Rabowali niemal wszyscy. Rosjanic demontowali i ladowali na wagony cale zaklady przemyslowe, fragmenty instalacji miejskich, zywnosc z niemieckich magazynow. Walczyly z tym rabunkiem wladze miasta, ale z dosc mizernym skutkiem. Same musialy zreszta przykladac reke do rabowania. Na zadania wielu instytucji z Polski centralnej wladze Wroclawskie niemal stale wysylaly, bezplatnie rzecz jasna, wszystko, czego tam brakowalo. Wysylano dziela sztuki, meble, instrumenty muzyczne, maszyny przemyslowe i biurowe, samochody,tramwaje. W grudniu 1945 roku zarzad miejski bezplatnie przekazal Warszawie 25 wagonow tramwajowych i 35 doczepnych.

Najwieksze zniszczenia wyrzadzil urzedowy szaber materialow budowlanych. Mieszkancy w trakcie obowiazkowej akcji odgruzowania wydobywac musieli cegly i ocalale fragmenty instalacji budowlanych. Przez lata codziennie wysylano milion cegiel na odbudowe stolicy. Gdy braklo rur i przewodow, rwano je z budynkow lepiej zachowanych. Posrod szabrownikow urzedowych uwijali sie szabrownicy dzialajlcy na wlasna reke. Lepiej zorganizowani wywozili lupy sami, drobniejsi sprzedawali je handlarzom na pl. Grunwaldzkim, slynnym w calej Polsce szaberplacu. Autobus jadacy z dworca na pl. Grunwaldzki nazywano we Wroclawiu szaberbusem. Wyjawszy urzednikow i ideowych zapalencow, malo kto wierzyl wtedy, ze do Wroclawia nie wroca juz Niemcy. Nierzadko lokatorzy wypruwali z kwaterunkowego mieszkania wszystko, co sie dalo, sprzedawali na szaberplacu, po czym zglaszali sie po kolejny nakaz kwaterunkowy. Miejskie wladze intencje przybywajacych Polakow ocenialy wedlug tego, czy przyjezdzali sami, czy z rodzinami. Serio traktowano tych z rodzinami. We wrzesniu 1945 roku wroclawska gazeta szacowala, ze szabrownikiem jest co najmniej co trzeci mieszkajacy tu Polak.

Folwark

Gdy do Wroclawia wkroczyly pierwsze ekipy polskich urzednikow, mieszkalo w nim jeszcze 150-200 tys. Niemcow, glownie ludzi starszych, kobiet, dzieci. Wydaje sie, ze w pierwszych miesiacach po wojnie do miasta przybywalo wiecej Niemcow niz Polakow. Wracali przymusowo wyewakuowani, jency zwalniani z niewoli, rodziny w poszukiwaniu bliskich.

Po konferencji poczdamskiej do Wroclawia przybywac zaczely zorganizowane transporty polskich repatriantow, ale pod koniec roku 1945 wsrod mieszkancow bylo tylko 50 tys. Polakow; co najmniej trzy razy tyle mowilo po niemiecku. Dworzec Glowny byl zniszczony. Polacy wysiadali na Dworcu Nadodrze i zasiedlali kamienice wokol przydworcowego skwerku. Bylo to pierwsze powojenne centrum polskiego Wroclawia. Jak wspomina historyk dr Michal Kaczmarek (ktorego rodzice tuz po wojnie osiedlili sie w poblizu Dworca Nadodrze), tamtejsza polska kolonia byla bardzo zwarta. Przybysze woleli gniezdzic sie w ciasnych, robotniczych mieszkaniach wokol przydworcowego skweru, niz zajmowac duze mieszkania i wille w oddalonych dzielnicach. Dworzec Nadodrze byl podowczas matka- zywicielka, dawal Polakom prace i wyzywienie. Przy dworcu Polakow trzymal jednak przede wszystkim strach przed Niemcami. Niemieckich maruderow, napadajacych nocami, spacyfikowano w ciagu kilku tygodni. Kilka miesiecy trwala walka z niemieckimi komunistami. Utworzyli oni we Wroclawiu komitety antyfaszystowskie i w porozumieniu z radzieckimi komendantami wojskowymi organizowali administracje podlegla Armii Czerwonej. Wroclawscy Niemcy nie osiagneli takich sukcesow w walce o zachowanie niemieckosci miasta, jak w tym czasie niemieccy komunisci w Szczecinie, ale udalo im sie zorganizowac niemiecki urzad pracy, organizacje mlodzieiowa, dzielnicowe biura kwaterunkowe. Po podpisaniu ukladu poczdamskiego wszystkie organizacje niemieckie zostaly jednak rozwiazane.

Pierwsi polscy mieszkancy chodzili z bialo- czerwonymi wstazkami i opaskami na rekawach. Latem 1945 roku zwyczaj ten zaniknal, nie przyjal sie zas pomysl - majacy wsrod Polakow wielu zwolennikow - wprowadzenia dla Niemcow obowiazku chodzenia po miescie z bialymi opaskami. Ale i tak byli obywatelami drugiej kategorii. Prezydent miasta zarzadzil, ze racje zywnosciowe Polakow maja byc niemal trzykrotnie wieksze od racji dla Niemcow.Polacy dostawali przydzialy regularnie, Niemcy - w miare mozliwosci. Wsrod ruin szybko pojawili sie niemieccy zebracy, niemieckie prostytutki i handlarki wymieniajace odziez i sprzety domowe na zywnosc.Zdaje sie, ze wysoka smiertelnosc wsrod niemieckich starcow i dzieci wynikala wtedy glownie z niedozywienia. Od pierwszych tygodni z braku polskich pracownikow chetnie zatrudniano Niemcow. Zaklady panstwowe placily im teoretycznie tyle samo co Polakom, ale przy wyplacie odtracaly, czasami i polowe pensji, na odbudowe Warszawy i Fundusz Pomocy dla Ofiar Hitleryzmu. Pracodawcy prywatni placili Niemcom grosze. Dla Niemek w zasadzie nie bylo zajecia. Zgadzaly sie pracowal tak tanio, ze na swietne niemieckie gosposie stac bylo nawet nauczycieli i lepiej sytuowanych robotnikow. Niemcom zakazano samodzielnie zmieniac prace. Porzucenie jej karano jak sabotaz. Po kilku miesiacach wprowadzono dla nich obowiazek pracy.

A jednak Wroclaw nie byl olbrzymim obozem pracy dla Niemcow, chociaz byl nim w czasie wojny dla ponad 50 tys. przymusowych robotnikow z Polski i innych krajow okupowanych. Zadza odwetu nienawisc pielegnowana przez szesc lat okupacji szybko wyparowaly z polskich glow. Nie bylo pogromow Niemcow, aktow zbiorowej zemsty. Polak, jak zanotowal jeden z pionierow, Jerzy Janicki " (...) traktowal zwyciezonego z milczacym poq· blazaniem i obojetnoscia, wymagajac jedynie, aby sie wokol niego krzatano, jak trzeba krzatac sie wobec gospodarza, i aby mu uslugiwano, jako ze jest znuzony".

I Niemcy krzatali sie. Polscy dyrektorzy i wlasciciele firm zatrudniali ich chetniej niz swych ziomkow (zwlaszcza niewykwalifikowanych zabuzan). Brak pracy nie bardzo martwil osiedlencow. wyjawszy urzednikow i ideowych pionierow, marzyli o szybkich, korzystnych interesach. Niemieccy tramwajarze w czapkach z polskimi orzelkami prowadzili tramwaje, niemieccy konduktorzy w czapkach z orzelkami kasowali bilety. Urzednicy w polskich urzedach nie potrafili sklecic zdania po polsku i podpisywali sie "Füührer" (co oznaczac mialo administracyjnego szefa, nie wodza Rzeszy). Polscy wlasciciele sklepow stawiali za lada sprzedawczynie nie rozumiejace po polsku, wiec polscy ludzie pracy musieli wysylac po zakupy swe niemieckie sluzace. W teatrze niemieccy aktorzy z zapalem statystowali w komediach Fredry. Tylko gazety i hurrapatrioci oburzali sie, ze niemiecka orkiestra w polskiej knajpie gra "Lili Marlen", wroclawskie modnisie na niemiecka mode zawijaja glowy w turbany z recznikow, a Polacy w mundurach spaceruja z niemieckimi dziewczetami.

Mawialo sil wowczas we Wroclawiu, ze "kazdy Polak ma swojego Niemca". Dobrowolne wyjazdy Niemcow na Zachod, przekwaterowywanie Niemcow z dzielnicy do dzielnicy, zeby zdobyc ich mieszkania, w pazdziemiku 1945 r. zastapily pierwsze zorganizowane przez wladze deportacje. W lutym 1946 r. ruszyla przygotowana centralnie masowa akcja wysiedlania. Polscy pracodawcy chcieli uchronic niemieckich pracownikow i ich rodziny przed wysiedleniem. Pomoglo to niewiele. Akcja wysiedlania trwala do pazdziernika 1947 roku. W miescie pozostalo niewiele ponad trzy tysiace Niemcow.

Samo wysiedlanie przebiegalo rozmaicie. Czesto wysiedlani nie mogli zabrac domowych sprzetow, czasem wypedzano ich w pospiechu, brutalnie. Rabunki nie byly rzadkoscia. Wysiedlani podroz odbywali w bardzo ciezkich warunkach. Polska spolecznosc miasta nie miala z tym jednak wiele wspolnego. Przez trzy lata zycia pod jednym dachem z Niemcami we Wroclawiu odreagowywano wojenne urazy i uprzedzenia. Co wazniejsze, przez te lata wspolnego gniezdzenia sie w ruinach Wroclawia nie stalo sie nic, co mogloby rzucic: ponury cien na przyszlosc. Gromkie pogrozki komunistycznych gazet z 1945 roku,jak "(...) kazdy Niemiec popelnil jakas zbrodnie, ktora mu plazem nie ujdzie", pozostaly na papierze. Rozstawano sie z Niemcami bez nienawisci, nierzadko z sympatia i zalem. Relacje i wspomnienia swiadcza, ze wielu zabuzan wysiedlanym Niemcom prawdziwie wspolczulo. Znali juz smak wypedzenia.

Mit Lwowa

W dwoch pierwszych latach po wojnie we Wroclawiu zamieszkalo niemal cwierc miliona Polakow. Przybysze z Polski wkraczali w obszar innej cywilizacji. Czterdziesci procent z nich pochodzilo ze wsi, drugie tyle z malych miasteczek. Nowoscia bylo wszystko - tramwaje, telefony, ciepla woda w kranach. Cywilizacyjna obcosc miasta oswajano - ignorujac ja. Osiedlency kopali studnie w ogrodach willi, ktore mialy sprawne lazienki. W parkach, na podworkach kamienic pojawily sie krowy, swinie, kozy. Trzymano je i na wyzszych pietrach. Po paru latach ludzie i miasto dopasowali sie do siebie. Inwentarz zniknal z chodnikow i podworek, suszace sie gacie ze sznurkow rozpietych nad ulicami. Nie konserwowane instalacje zaczely sie psuc, domy zasnul szary brud zaniedbania.
Na poczatku 1948 roku okazalo sie, ze trzy czwarte wroclawian pochodzilo z Polski centralnej. Najliczniejsi byli poznaniacy i warszawiacy, doliczono sie tez wielu przybyszow z Krakowskiego, Rzeszowszczyzny i Kielecczyzny. Zza Buga trafilo do Wroclawia 20 proc. jego mieszkancow. Tylko co dziesiaty wroclawiak pochodzil ze Lwowa.

Lwowiakow bylo wyraznie mniej niz bylych poznaniakow i warszawiakow, ale od poczatku to oni nadawali miastu ton. Ze Lwowa przyjechala elita - profesorowie uniwersytetu, nauczyciele, dziennikarze prasy i radia. To oni wykreowali mit miasta przeniesionego - drugiego Lwowa (choc formalnie drugim Lwowem byl owczesny dolnoslaski Lwow, dzisiejszy Lwowek, w ktorym odsetek bylych Iwowiakow byl znacznie wiekszy). Przeprowadzka Zakladu Narodowego im. Ossolinskich, pomnika Fredry, stwarzaly iluzje przeniesienia Iwowskiego genius loci. Wladze w pierwszych powojennych latach bardzo sprzyjaly budowaniu tej legendy. O repatriantach zza Buga, ktorzy w ogromnej mierze trafiali do Wroclawia nie z wlasnego wyboru, tak pisal w sprawozdaniu Wojewodzki Urzad Informacji i Propagandy: "(...)w przygniatajacej wiekszosci byli niezadowoleni ze stanu, jaki zaistnial. Uprzedzeni do ustroju politycznego i gospodarczego Polski, w czesci nieuswiadomieni i zdezorientowani, w czesci niepewni i trudni do przekonania". Legenda drugiego Lwowa miala ich oblaskawic, przekonac do Wroclawia i ukoic zal za utraconym miastem rodzinnym. Pod naciskiem Moskwy w polskiej propagandzie nie mowiono co prawda, ze ziemie zachodnie sa po prostu rekompensata na zabrane przez ZSRR tereny wschodnie, Wroclaw zas zaplata za utracony Lwow. Czeste oficjalne odwolywanie sie do Iwowskich korzeni pelnilo role perskiego oka, puszczanego przez wladze zwlaszcza do repariantow: Lwow jest teraz we Wroclawiu, czyli Wroclaw dostalismy za Lwow.

W pierwszych latach po wojnie prasa wroclawska rozpisywala sie o koniecznosci sprowadzenia Panoramy Raclawickiej do miasta. Oficjalny Komitet z gen. Poplawskim na czele organizowal zbieranie skladek na budowe budynku dla panoramy. Publicznie rozwazano kwestie, czy zyjacy jeszcze trzeci z autorow panoramy bedzie ja konserwowal. Wladze podkreslaly, ze Uniwersytet Wroclawski jest spadkobierca Uniwersytetu Jana Kazimierza, publicznie fetowaly przeprowadzke Ossolineum jako samodzielnej instytucji.

W poczatkach lat 50. watki Iwowskie zniknely z prasy i oficjalnych wystapien. W roku 1952 dekretem prezydenta zlikwidowano fundacje, w tym i fundacje Ossolineum. Zaklad Narodowy im. Ossolinskich upanstwowiono i rozbito na wydawnictwo i przypisana do PAN biblioteke. Zostala pamiec, potem ludowa legenda Lwowa. Wspomnienie uroczych, Iwowskich tramwajarzy, zatrzymujacych tramwaje tam, gdzie pasazerom bylo wygodniej. Mit, ze lwowiacy osiedli przede wszystkim we Wroclawiu. I piosenki. Jeszcze w latach 70. na studenckich rajdach spiewalem batiarskie przyspiewki. Zaden z moich kolegow nie mial swiadomosci, ze byl to olklor Iwowski. Dla nas byl to folklor studencki.

Mit piastowski

Po szoku wypedzenia ze stron rodzinnych, repatriantow czekal we Wroclawiu kolejny wstrzas. Miasto bylo zniszczone, zasypane ruinami. To zas, co ocalalo, bylo estetycznie obce, przygnebiajaco niepolskie. Prezes Klubu Inteligencji Katolickiej prof. Kazimierz Czaplinski, ktory po wojnie najpierw trafil do Gdanska, a potem do Wroclawia, wspomina, ze byl zaszokowany obcoscia tutejszej architektury: - Dopiero wtedy Gdansk wydal mi sie swojski, niemal rodzinny.

Przybysze od pierwszych dni probowali oswoic, spolszczyc przestrzen, w ktorej przyszlo im zyc. Pierwszym polskim kosciolem we Wrodawiu byl kosciol obok Dworca Nadodrze. Prawo kanoniczne zabrania zmieniac patronow parafii, wiec polscy osadnicy z pionierskiej kolonii wokol Dworca Nadodrze modlili sie w kosciele pod wezwaniem Sw. Bonifacego, misjonarza krajow germanskich, ktorego niemieccy katolicy i ewangelicy uwazaja za swego narodowego Swietego. Swiety pozostal, zmienila sie jego Swiatynia. Pierwszy proboszcz, ktory pochodzl z Lwowskiego, zmienil zupelnie wnetrze: wystroj neogotycki zniszczono i zastapiono wystrojem nieomal cerkiewnym. W nienaruszonych z zewnatrz neogotyckich murach repatrianci odtworzyli swoja kresowa swiatynie.

W pierwszych powojennych latach wroclawskich Polakow jednoczyl Kosciol. Swiatynie mialy byc najwazniejszym znakiem polskosci i dlatego polonizowano je mlotem i pedzlem. Kaplani i wierni skuwali niemieckie epitafia, zdobienia, przebudowywali wnetrza. Symbolem niemieckosci stal sie wtedy wroclawski neogotyk. Dzis historycy sztuki moga doliczyc sie raptem trzech, czterech kosciolow, w ktorych przetrwalo nienaruszone neogotyckie wyposazenie. Symbolem niemieckosci byl neogotyk, symbolem polskosci zamianowano gotyk. Tu politycy i historycy byli zgodni. - Po wojnie przyjelismy, ze sredniowiecze we Wroclawiu bylo nasze, ze te koscioly mialy naszych, polskich fundatorow - mowi wroclawski architekt wojewodzki, prof. Jerzy Rozpedowski. Stad wzial sie niepisany nakaz holubienia gotyku, solidarnie respektowany przez wszystkich, Kosciola nie wylaczajac. Przy odbudowie zabytkow, przede wszystkim kosciolow, obsesyjnie przywracano gotycki wystroj, niszczono pozniejsze, niejednokrotnie niezwykle cenne nawarstwienia. Obsesyjnie skuwano tynki, upatrujac w scianach z nagiej cegly znak polskosci. Az do schylku lat 60. pieniadze przyznawano przede wszystkim na renowacje gotyku. Prof. Rozpedowski wspomina, ze konserwatorzy zabytkow,by dostac pieniadze na konserwacje mlodszego " niemieckiego" obiektu, we wnioskach do wladz podfalszowywali jego metryke, dopisujac slowo "gotycki" albo jeszcze lepiej, "romanski".

Architektura pozniejsza, z nielicznymi, reprezentacyjnymi wyjatkami w rodzaju uniwersytetu lub ratusza, skazana byla na rozpad ze starosci - albo pospiesznie niszczona. Polonizacje pejzazu miasta za pomoca mlotow zaczeto od pomnikow. W ciagu niespelna trzech powojennych lat Wroclaw, miasto pomnikow, zupelnie z nich opustoszal. Likwidacji pomnika Wilhelma I przy ul. Swidnickiej towarzyszyl pochod i i wiec ze sztandarami i transparentami. Ukrytego przez Niemcow Bismarcka odszukano i zniszczono dopiero w roku 1947. Nienawisc do niemieckich monumentow byla tak wielka, ze trzech cwaniakow, ktorzy nielegalnie sprzedali na zlom wielki pomnik Fryderyka Wielkiego, stojacy w rynku, skazano na symboliczne kary wiezienia, a ich wspolnikow uniewinniono, choc szabrownicy karani byli wtedy bardzo surowo.

Po pomnikach przyszedl czas na niemieckie napisy. W 1947 roku wroclawskie "Slowo Polskie" oglosilo konkurs: czytelnicy mieli donosic wladzom, gdzie przetrwaly jeszcze niemieckie napisy i pamiatki; w nagrode dostawali ksiazki. Przyszedl czas i na budowle. Miejskie wladze lekka reka niszczyly zabytki. Znalezli sie prominentni historycy sztuki, ktorzy oceniali, ze sa to "dziela konwencjonalne, marnej wartosci" albo wrecz "wstretna, pruska architektura" Rozebrano wspaniale gmachy muzeow sztuk pieknych oraz muzeum rzemiosla i starozytnosci. Rozebrano pruski zamek krolewski. Zniszczono wspanialy barok palacu Hatzfeldtow. Zaniechano ratowania kilku ciekawych kosciolow neogotyckich. Przebudowujac uklad komunikacyjny centrum miasta, bez sensu zreszta, wyburzono cale ciagi ulic. Tak zniszczono m.in. zabytkowa zabudowe ul. Wita Stwosza i czesc zabudowy ul. Kazimierza Wielkiego. W miejsce zniszczonych historycznych budowli w obrebie murow miejskich stawiano brzydkie, plaskodache, betonowe bloki. Tak oszpecono nie tylko place Solny i Dominikanski.

We Wroclawiu nie opracowano wytycznych konserwatorskich. Osmiuset tamtejszych architektow i urbanistow moglo budowac, co im tylko podpowiedziala ambicja - betonowe bloki, estakady, trasy szybkiego ruchu wiodace donikad. Po 1945 roku miasto zostalo zdegradowane. Zniszczono jego historyczne wartosci urbanistyczne i architektoniczne - mowi wojewodzki konserwator zabytkow Wawrzyniec Kopczynski.

Topornie polonizowano az do lat 70. nie tylko mury, ale i przeszloscq· miasta. Szesc wiekow, w ktorych Wroclaw pozostawal poza Polska, wroclawscy historycy uczynili czarna dziura. Badano wyIacznie dzieje sredniowiecza, wszedzie doszukiwano sie piastowskich korzeni. Pomagala w tym dziele cenzura. Warszawscy historycy, ktorzy powolywali sie na dziewietnastowieczne niemieckie zrodla, mogli umiescic w przypisach "Breslau" jako miejsce wydania druku. We Wroclawiu bylo to niemozliwe - zaden "Breslau" nie istnial, zawsze byl tu Wroclaw. Niektorzy z historykow poprawiali przeszlosc, gdy okazywala sie nie dosc polska. Rozkwitla swoista historiografia turystyczna. Starannie, z cala powaga badano, kto ze znanych Polakow w XVIII, XIX i XX wieku pomieszkal sobie we Wroclawiu, a kto w drodze do lub z Europy wypil wtedy nad Odra kawe. Historycy obsesyjnie badajacy i udowadniajacy odwieczna polskosc miasta nie czynili tego ze strachu ani dla pieniedzy. Wiekszosc naprawde wierzyla w to, co robi.

Nie oni jedni. W latach 40. i 50. olbrzymiej pracy integracyjnej dokonali wroclawscy biskupi. Podrozowali jak misjonarze od parafii do parafii i wyglaszali kazania w tym samym duchu co profesorowie uniwersyteccy: "bylismy,jestesmy, bedziemy". Nieliczni historycy, ktorzy tamte homilie przegladali, mowia, ze w sprawie niemieckiej przeszlosci miasta brzmia one jak przemowienia sekretarzy partyjnych. - Taka byla wspolna potrzeba tamtego czasu, obecnosc tutaj trzeba bylo uzasadnic czyms wiecej, niz wyrokiem Stalina - uwaza dyrektor Ossolineum dr Adolf Juzwenko.

Wspolna byla tez potrzeba zniszczenia najwazniejszego znaku niemieckiej obecnosci - cmentarzy. Do ich likwidacji wladze przystapily w poczatkach lat 70., gdy tylko uplyw cwierci wieku od ostatnich pochowkow dal po temu formalny pretekst. Burzono tak szybko, ze nawet nie zdazono ich sfotografowac. Akcje likwidacji zakonczono w roku 1972. Zniszczono wszystkie. Ocalaly tylko pojedyncze groby na cmentarzach parafialnych i komunalnych. Prochy zmarlych rozsypano, ziemie zaorano.

Rzezby i kamienie nagrobne spychano buldozerami. Niemieckimi plytami nagrobnymi umacniano koryto fosy miejskiej. Uzyto ich do budowy trybuny stadionu sportowego przy ul. Wisniowej. Wylozono nimi wybiegi dla zwierzat w nowej czesci wroclawskiego Zoo. Nagrobki niewidoczne sa dla publicznosci - tylko zwierzeta wpatrywac sie moga w epitafia niemieckich mieszczan,opowiada historyk Maciej Lagiewski, ktory ongis w scianie wybiegu wypatrzyl nagrobek "krolewskiego radcy komercyjnego". Na cmentarzu grabiszynskim przepiekne plyty i rzezby nagrobne spychaczem zepchnieto pod plot i zakopano.
Po latach tysiace niemieckich nagrobkow zwieziono na teren bylego niemieckiego cmentarza na Osobowicach. W 1984 r. wsrod hald niemieckich nagrobkow przechadzali sie kamieniarze z kubelkami farby. Biala farba zaznaczali plyty, ktore pozniej chcieli odkupic jako surowiec do swojej produkcji. Na miejscu cmentarzy zakladano parki albo nowe cmentarze komunalne. Nikt nie protestowal. Ani historycy, ani intelektualisci, ani Kosciol, ani wierni. Jeszcze dzis, opowiada prof. Kazimierz Czaplinski, porzadni skadinad katolicy twierdza, ze pobliski park zalozony na miejscu cmentarza ewangelickiego jest tylko parkiem. Do dzis, gdy wraca pomysl umieszczenia tam kamienia z informacja, ze byl tu niemiecki cmentarz, liczni parafianie protestuja. Ostatnim akordem w dziele polonizowania miasta przez zniszczenie bylo wysadzenie w poczatkach lat 70. sredniowiecznych mlyniow Sw. Klary. Ironia losu, mowia historycy, bo udzialy w nich mial nasz krakowski Wierzynek. Tym razem podniosly sie we Wroclawiu glosne protesty. Wybuchl ogolnopolski skandal, zwolniono odpowiedzialnych urzednikow i odtad jesli juz cos niemieckiego we Wroclawiu mialo zniknac, to pozostawione same sobie, z zaniedbania, starosci.

Mit mlodosci

Transporty repatriantow zrazu kierowano do Wroclawia wedlug urzedowego rozdzielnika, jednak wiekszosc osadnikow przybywala w poszukiwaniu swojej szansy. Przybysze ze wsi i malych miasteczek szukali awansu spolecznego - w pierwszych miesiacach wlasnie oni uparcie osiedlali sie w czynszowych kamienicach zniszczonego centrum, a nie w dobrze zachowanych willach na przedmiesciach. Urzednikow, inteligencje, tworcow kusilo tworzenie rzeczy wielkich od zera, perspektywa blyskawicznego awansu zawodowego. Ludzi zadnych pieniadza sciagala mozliwosc wielkich zarobkow w handlu. Nowych wroclawian laczylo jedno - byli bardzo mlodzi. W pierwszych powojennych latach polowa mieszkancow miala 15-29 lat.

Ze swej mlodosci dumni byli mieszkancy, ale szybko poczely ja podkreslac takze wladze. Popierano piosenki o mlodosci, fetowano ja przy kazdej okazji. Realna mlodosc mieszkancow sluzyla legendzie miasta mlodosci. Utozsamienie wieku miasta i mieszkancow sugerowalo, ze jedyna historie miasta tworza wlasnie teraz. Wroclaw mial byc miastem bez historii, mial jedynie prehistone - piastowska. Wazne byly tylko: dzien dzisiejszy i przyszlosc. Przeszlosc zlewala sie z tym,co teraz. Wielka architektura nie miala tworcow - ot, ktos zbudowal Hale Ludowa, Most Grunwaldzki, dom towarowy.

Pochlonieci trudem odgruzowania wroclawianie nie chcieli zastanawiac sie nad przeszloscia. Swiadomosc historii wystawili za drzwi. Niemieckie napisy na zeliwnych plytach kanalizacyjnych, codziennie odkrecane w lazience kurki z literami "K" (kalt) i "W" (warm) staly sie znakami bez tresci, abstrakcyjnymi ornamentami.
Takze inteligencja nie chciala siegac w przeszlosc. Przelom pazdziernikowy 1956 roku we Wroclawiu sprawil, ze mloda inteligencja z zapalem rzucila sie do odkrywania i poprawiania Swiata. Ale: odkrywania dalekiego Swiata Zachodu, nie przeszlosci swego miasta. Ale: poprawiania tego, co stworzono po wojnie, nie tego, co zastano po przyjezdzie. Przez pietnascie lat Wroclaw kipial. Az trudno doliczyc sie festiwali, imprez i inicjatyw, ktore elektryzowaly kulturalna Polske. Nie sposob doliczyc sie dziesiatek wybitnych tworcow, dzialajacych wowczas we Wroclawiu.To wszystko robilo pokolenie dwudziesto-, trzydziestolatkow, wychowanych juz w tym miescie.

Dla polskiej kultury Wroclaw stal sie rownie wazny, jak Krakow czy Warszawa. Wydawalo sie, ze spelnilo sie marzenie wroclawskiego publicysty Tadeusza Galinskiego z pierwszych powojennych lat:"Nie pokonamy nigdy wplywu kultury niemieckiej na Ziemiach Odzyskanych, nie zetrzemy jej sladow mimo odgrzebywania historii i nie przywrocimy tych ziem naprawde Polsce,jesli nie zaktywizujemy i nie zdynamizujemy na ziemiach tych kultury polskiej, jeieli nie zbudujemy tu nowych dla niej pomnikow".

A potem, w latach 70., przyszedl czas chudy. Wiele imprez przywiedlo, dziesiatki najwybitniejszych tworcow i naukowcow wyjechalo. Mit miasta, ktore kusi mlodoscia, mozliwosciami, ktore przy ciaga, zastapil mit miasta, ktore odpycha, wyrzuca. O te wielka kulturalna emigracje spierano sie dlugo i z pasja. Winnego najchetniej wskazywano w komunistycznej wladzy. Kulturalny fajerwerk lat 60. zmrozily administracyjne szykany i cenzuralne ciecia. Ale byc moze byly takze inne przyczyny.

Dr Adolf Juzwenko, starajac sie ostatnimi laty o reaktywowanie Ossolineum jako przedwojennej fundacji, kolatal do rozmaitych drzwi w Warszawie. Byli wroclawianie,ludzie wplywowi i opiniotworczy, uprzejmie chwalili starania, ale w niczym konkretnym nie pomogli. Z wielkiej liczby ludzi, ktorzy z Wroclawia wyszli, miasto nie doczekalo sie takiej pociechy, jaka ze swego warszawskiego lobby ma Krakow,Poznan, Gdansk. Wiec moze to patrzenie popazdziernikowych entuzjastow tylko przed siebie, to ich odwrocenie sie od przeszlosci, musialo skonczyc sie odejsciem? Moze trudno zyc w miescie, w ktorym nie zapuscilo sie korzeni, w ktorym patrzy sie wylacznie przed siebie?

Oswojenie miasta

Komunisci przez cwierc wieku usilowali rozwiazac kwadrature kola. Pragneli spolecznej stabilizacji na Ziemiach Odzyskanych. Dawala im polityczna legitymizacje - najwazniejszego atutu politycznego komunistow, przesuniecia granic na zachod, w zasadzie nikt w Polsce nie kwestionowal. Komunisci nie chcieli sie jednak wyrzec w swej polityce i propagandzie straszaka niemieckiego. Najpierw wykorzystywali go do zwalczania opozycji, zwlaszcza PSL. Potem uzasadniali nim zwasalizowanie Polski przez Moskwe. Wreszcie probowali integrowac Polakow strachem przed Niemcami.

Ale strach przede wszystkim niszczyl. We Wroclawiu w pazdzierniku 1945 roku wybuchla wielka panika z powodu ograniczen w wyjazdach pociagow na wschod. Pociagi nie jechaly, bo wywozono wtedy kilkadziesiat tysiecy Niemcow do kopalni Slaska,ale wroclawianom wydawalo sie, ze wladze zakazem wyjazdow chca opanowac panike w obliczu grozby utraty miasta. Lek przed powrotem Niemcow nasilil sie w roku 1946, gdy Churchill, a pozniej amerykal€Aski sekretarz stanu James Byrnes, zakwestionowali zachodnie granice Polski. Niepewnosc, czasem panika, wracaly co kilka lat. Wroclawianie rzucili sie do sklepow w 1949 roku, po powstaniu RFN. Wojne w Korei, remilitaryzacje RFN, powstanie w Berlinie, przyjecie RFN do NATO, a pozniej, w 1961 roku, kryzys berlinski, odbierano nad Odra jako bezposrednie zagrozenie i zapowiedz katastrofy. Nie orientowano sie w nieglebokich zreszta niuansach niemieckiej polityki PZPR - do wyobrazni trafialy tylko nieustanne propagandowe oskarzenia Niemiec o chec odebrania ziem zachodnich.

Czas robil swoje. Rozbudowano przemysl; stawiano nowe, gomulkowskie bloki, okrzeply uczelnie, rozkwitlo srodowisko kulturalne, dorastalo drugie pokolenie. W polowie lat 60. ktos, kto najlepiej rozumial nastroje mieszkancow, ocenil, ze we Wroclawiu, na Ziemiach Odzyskanych, Polacy czuja sie juz pewnie. Biskup Boleslaw Kominek przybyl do Wroclawia w 1956 r. z Opolszczyzny. Znal skomplikowane sprawy pogranicza polsko- niemieckiego, rozumial swietnie nastroje we Wroclawiu. Jesli zdecydowal sie na napisanie listu do biskupow niemieckich, jesli zdecydowal, ze Polacy powinni pierwsi wyciagnac reke w imie pojednania polsko-niemieckiego, mial tez i to na uwadze, ze Wroclaw dla mieszkancow byl juz wtedy miejscem oswojonym, prawdziwie wlasnym.

List biskupow polskich do niemieckich nie zostal przez mieszkancow Wroclawia odebrany tak, jak Kosciol tego oczekiwal. Wiekszosc wiernych, zreszta i wielu kaplanow, nie zrozumiala listu, nie zgadzala sie z nim. Sprzeciw budzilo zwlaszcza sformulowanie "przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Niewielu wiedzialo o obozie w Lambinowicach i o innych powojennych obozach dla Niemcow. Niemal nikt ze starszych nie poczuwal sie do winy z racji wysiedlania Niemcow - przeciez we Wroclawiu Niemcy traktowani byli przyzwoicie, zyli posrod nas, wlos im z glowy nie spadl! Rozdzwiek miedzy nastrojami wiernych i intencjami hierachii koscielnej zazegnali komunisci. Zajadla kampania propagandowa, przeciw listowi i Kosciolowi w ogole, zjednoczyla wiernych i kaplanow.

Trzeba bylo jeszcze 15 lat, by wrosnac w to miasto nieodwolalnie, by miasto wroslo w dusze mieszkancow. "Solidarnosc" we Wroclawiu byla ruchem politycznym, ale i samorzadowym. Pilnowanie w czasach przelomu tego,co w zasiegu reki, skrzetna dbalosc o mikrokosmos, w ktorym zamyka sie zycie codzienne byly znakiem tego wrosniecia. Swiadectwem tego stal sie stan wojenny.

We Wroclawiu konspiracja solidarnosciowa byla najliczniejsza i najsilniejsza. Ale jeszcze bardziej wymowne byly demonstracje w sierpniu 1982 roku. Dziesiatki tysiecy ludzi idace w pochodzie, przy szalonym aplauzie tysiecy widzow w oknach i na balkonach, biorace miasto w swe posiadanie. Atak na kolumne milicyjna na Moscie Grunwaldzkim, nocne walki z uzyciem butelek z benzyna mialy w sobie cos z wyzwalania wlasnego miasta - przez mieszkancow. To charakterystyczne, ze wroclawianie oswajali miasto takze zabawa, absurdalnym zartem. O " Pomaranczowej Alternatywie" Waldemara Fydrycha napisano niejedno, ale bodaj nie napisano najwazniejszego - ze powstac mogla tylko we Wroclawiu. Albo w Krakowie. Znamienne zestawienie. Sadze, ze "Pomaranczowa Alternatywa" byla zaskakujaco wiernym odbiciem szczegolnych cech wroclawian. Byl w niej odrodzony duch polskiego, kresowego miasta. Byl w niej humor, poczucie absurdu wszelkich skrajnosci, otwartosc i sympatia dla innych, obcych. I bylo to szczegolne poczucie wolnosci, wynikajace z racji najprostszej - wolno nam, bo jesteimy u siebie, w domu.

Oswojenie Niemca

Trzydziestu lat trzeba bylo, by we Wroclawiu przestal straszyc Niemiec zza Laby. Pierwsze lody przelamali swym listem biskupi. Ich glos byl wskazowka, ze w Niemcu mozna i trzeba widziec nie wroga, lecz swego blizniego. Wiele lekow rozwialo podpisanie ukladu granicznego z RFN w 1970 roku. Ale naprawde wazne okazalo sie poznawanie ludzi. Profesor Czaplinski wspomina, ze na poczatku lat 70. do jego jezuickiej parafii pw. Klemensa Dworzaka przyjechali z Drezna dzialacze tamtejszej organizacji katolickiej Familienkreis. Rada parafialna zdecydowala wtedy, by w czasie niedzielnej mszy goscie z Drezna czytali Pismo Swiete po niemiecku. Po mszy, wspomina prof. Czaplinski, czesc parafian uwazala, ze stalo sie dobrze, czesc, moze nawet wiekszosc, byla oburzona. Potem wroclawscy katolicy nawiazali kontakty z zachodnioniemieckimi grupami Bensberger Kreis i Süühnezeichen Aktion. Goscie z Dortmundu jeszcze przed stanem wojennym, widzac mizerie we wroclawskich sklepach, przyslali do parafii pw. Klemensa Dworzaka pierwszy samochod z darami. W stanie wojennym stutonowe transporty darow docieraly z Dortmundu do Wroclawia dwa razy w roku, w Niedziele Palmowa i na Wszystkich Swietych. Trafialy do kazdej parafii i kazdy widzial, ze Niemcy nie oczekuja niczego w zamian, mowi dr Michal Kaczmarek. A potem spontaniczna akcja charytatywna parafii dortmundzkich rozrosla sie w dortmundzko-wroclawska Fundacje Sw. Jadwigi.

- Dzisiaj im blizej granicy,tym niechec i lek przed Niemcami sa mniejsze - mowi socjolog dr Stefan Bednarek. Im blizej granicy, tym wiecej ludzi juz w latach 70. jezdzilo do NRD i RFN. Niewazne, czy jechali studiowaic, pracowac na czarno, handlowac. Niemcy, poznane z bliska, okazaly sie krajem normalnych ludzi. Zdaniem dr. Bednarka rozwiewa sie takze strach przed potega zjednoczonych Niemiec, wyczuwalny we Wroclawiu wkrotce po zburzeniu muru berlinskiego.
Niemcy przestali byil tacy straszni takze dlatego, ze naprawde straszni stali sie Rosjanie. Po roku 1980 pojawila sie literatura o martyrologii Polakow w ZSRR. I okazalo sie, ze miliony Polakow, w znacznym stopniu kresowiakow, zamordowano i wyniszczono w Sowietach. To mialo swoja wymowe, zwlaszcza we Wroclawiu.

Od paru lat parafia Sw. Klemensa Dworzaka zaprasza odwiedzajacych ja niemieckich proboszczow do wygloszenia kazania. Po niemiecku. Podczas jednej z takich mszy poproszono prof. Czaplinskiego o tlumaczenie. Meczyl sie z przekladem dlugich, skomplikowanych, kwiecistych zdan starej niemczyzny. I wtedy najpierw jeden, potem drugi i trzeci z wiernych zaczal mu pomagac. Koniec kazania tlumaczylo sobie wspolnie pol kosciola.

Oswajanie Slaska

To przyszlo nagle. Ciekawosc, co bylo przedtem, jak to wygladalo, kto tu zyl. - Po prostu poczulismy, ze juz trzeba o tym pisac mowi redaktor "Odry" Mieczyslaw Orski. W polowie lat 80. redakcja "Odry" zaczela publikowac materialy o przeszlosci miasta, tej najmniej znanej - niemieckiej. I okazalo sie, ze wroclawian wlasnie to bardzo interesuje.

Maciej Lagiewski, prawnik z wyksztalcenia, historyk z zamilowania, w 1982 roku zostal bez sensownej,jak mowi,pracy. Znalazl sobie miejsce za murami zdewastowanego cmentarza zydowskiego jednej z najwiekszych i najwazniejszych ocalalych nekropolii zydowskich w Europie. Ocalala jako jedyny ze starych cmentarzy Wroclawia. Przez dziesiec lat kustosz cmentarza zydowskiego, Maciej Lagiewski, restaurowal zabytkowe nagrobki. W 1990 roku wygral konkurs, zostal dyrektorem muzeum miejskiego. Wtedy podjal druga batalie o ratowanie przeszlosci miasta.

Herb Wroclawia ustanowil ponad cztery wieku temu Ferdynand I Habsburg. Jak malo ktory z herbow oddawal on wielokulturowe dziedzictwo miasta. W jednym z pieciu pol byl czeski lew, swiadectwo czeskich wplywow i podleglosci praskiemu tronowi. Czarny ptak w innym polu byl orlem piastowskim, znakiem ksiazecym wroclawskiej linii Piastow Slaskich. Litera "W" pochodzila od legendarnego Wrocislawa (Vratislawa), zalozyciela miasta. Takze glowa Jana Chrzciciela na tacy z innego pola swiadczyla o slowianskich poczatkach grodu widnieje ona na najstarszych miejskich znakach pieczetnych. Elementem nieslowianskim byla w herbie postac Jana Ewangelisty, patrona rajcow miejskich, symbol niemieckiej kolonizacji.

Po raz pierwszy czterechsetletni herb Wroclawia zmienili nazisci, bo przeszkadzala im litera "W", Swiadectwo slowianskosci arcyniemieckiego dla nich miasta Breslau. Po raz drugi zmienily herb wladze miasta w roku 1948. Nie podobaly im sie slady obecnosci nie tylko Polakow. Prof. Karol Maleczynski, ojciec wroclawskiej szkoly historykow zajetych tropieniem polskosci Wroclawia ulozyl nowy (dosc fantazyjny, wedlug heraldykow) herb slowianski: w dwoch polach dwie sklejone polowki orlow, polskiego i slaskiego. Po raz trzeci herb zmienili wroclawscy radni w czerwcu 1990 roku. Po wieloletniej kampanii publicystycznej Macieja Lagiewskiego, domagajacego sie powrotu do historycznego znaku miasta, nowo wybrana rada przeglosowala przywrocenie pieciopolowego herbu, nadanego przez Ferdynanda I Habsburga. Za glosowalo 31 radnych, przeciw 19.

- Najwazniejsze dzisiaj - powtarza wojewodzki konserwator zabytkow Wawrzyniec Kopczynski - to zrozumiec, ze Wroclaw nie byl najpierw polski a potem niemiecki. Wroclaw byl piastowski, czesko-wegierski, austriacki, niemiecki. Wplywy sie krzyzowaly, kolejni zdobywcy najpierw niszczyli, potem tworzyli. I po wiekach okazalo sie, ze historycznie, kulturowo, Wroclaw nie jest czyjs. Jest tutejszy, slaski.

Dr Michal Kaczmarek w tym roku akademickim wprowadzil zajecia: regionalistyka Slaska. Pytal studentow, czy czuja sie Dolnoslazakami. Odpowiedzieli, ze nie. Sa walbrzyszanami, legniczanami, jeleniogorzanami, o tak. Ale Dolnoslazakami? Za malo czasu, za malo grobow, powiada dr Juzwenko. W ziemie wrasta sie pokoleniami, ktore odeszly. To jest juz nasz dom, ale jeszcze nie mala, dolnoslaska ojczyzna. Ale co robic, by Dolny Slask stal sie ta mala ojczyzna? By w swoim domu, we Wroclawiu poczuc sie tak, jak poznaniak czuje sie w Poznaniu, krakauer w Krakowie? Czekac, az niegdysiejsze niemieckie cmentarze zapelnia sie grobami naszych wnukow, prawnukow? Czy patrzec tez za siebie i w tych, co tu byli, dostrzec nie uzurpatorow, wrogow, ale - jakob tam antenatow? Po prostu - krajan?

W 1991 roku sensacja byly obchody 200-lecia wroclawskiej szkoly plastycznej, powolanej przez krola Fryderyka Wilhelma II w roku 1791 . Rektor uparl sie, ze nie bedzie jubileuszu 40-lecia, skoro szkola ma 200 lat. Wybitny grafik wroclawski Eugeniusz Get-Stankiewicz zaprojektowal wtedy rocznicowy plakat. Wokol swojej twarzy namalowal plamy rozmaitych kolorow i podpisal je: "zolty, gelb", "czerwony, rot", "zielony, grüün". Slowa rozne, ale znacza to samo, mowi. W listopadzie ub. roku na gmachu uniwersytetu pojawily sie tablice z nazwiskami dziesieciu wroclawskich laureatow Nagrody Nobla.

Sa juz chetni, by reaktywowac przedwojenne bractwo kurkowe. Boguslaw Litwiniec,przed laty tworca miedzynarodowego Festiwalu Teatru Otwartego, w zeszlym roku wyszperal w archiwaliach, ze mieszczanska, niemiecka tradycja jest bieg dam po futro. Wiec jest bieg dam (studentek, kelnerek) po futro (fundowane przez prywatna firme). A do tego polskie herody. Maciej Lagiewski troche krzywi sie, ze ongis za futrem biegaly damy lzejszych obyczajow,ale sam z miejskimi tradycjami ma problemy. Ze wspolpracownikami szuka wroclawskich obyczajow, ktore mozna przywrocic. Ale co tu przywracac? Niegdysiejsze bachanalia po winobraniu? Dzis na miejscu winnic rosna sady. Wiec - Swieto wiktorii sedanskiej?

Wroclawianie otwieraja sie na przeszlosc miasta i coraz slabiej odczuwaja potrzebe dokumentowania jego polskosci. To blad, uwaza dr Juzwenko. Najwiekszym zagrozeniem wroclawian ze strony Niemiec sa, zdaniem dyrektora Ossolineum, nasze wlasne kompleksy. Wszystkie skorupy ochronne mitow, stereotypow, zbiorowych uproszczen pekly, znikly polityczne protezy pozwalajace trzymac Niemcow na dystans dzis stoimy wobec nich nadzy, tacy, jakimi jestesmy naprawde.
- Nie dorownamy im w produkcji samochodow. Tylko w sferze kultury jestesmy dzis partnerami, mozemy dac im cos wartosciowego. Ossolineum, ktore przed dwoma laty jako jedyna instytucja wroclawska odwazylo sie pokazalc niemiecka wystawe poswiecona kanclerzowi Konradowi Adenauerowi, chce za dwa lata, z okazji Kongresu Eucharystycznego, zorganizowac wielka wystawe skarbow polskiej kultury narodowej - z mysla o gosciach z Niemiec.

Eugeniusz Get-Stankiewicz, niedawny laureat niemieckiej Nagrody Slaska, przed laty odlanego w metalu ptaka pomalowal na czamo i baczac, by nikt tego nie zauwazyl, ukryl go wysoko, na galezi jednego z wroclawskich debow. Innym razem w starej, poniemieckiej kostce ulicznej wyrzezbil swa twarz i kostke z powrotem, ukradkiem wmurowal w jej miejsce w jezdni ktorejs z wroclawskich ulic. Wmurowal gladka stronia do wierzchu. Nikt procz tworcy nie ma pojecia, gdzie znajduja sie te jego dziela. Jemu samemu to nie przeszkadza. Sa znakiem przymierza artysty z miastem. W swoim curriculum vitae napisal:"Urodzilem sie w Oszmianie, teraz mieszkam we Wroclawiu i tu chcialbym umrzec".

Szczesciem i nieszczesciem Wroclawia okazala sie wielka plyta. Betonowymi blokowiskami zeszpecono odlegle przedmiescia, sporo nasmiecono nimi w centrum. Nie oplacalo sie jednak stawiac pojedynczych blokow zamiast kaidej zniszczonej poniemieckiej kamienicy. Teraz przyszedl czas na wypelnianie mnostwa luk w zabudowie. Czas plomb. Nikt tego nie narzucal odgornie, urzedowo. Przyszli mieszkancy placa i wymagaja, architekci projektuja i okazuje sie, ze postmodernistyczne plomby rozmaitych wroclawskich autorow swietnie pasuja do klimatu wroclawskiej architektury czynszowej. Wroclaw zawsze slynal ze wspaniale wyeksponowanych naroznikow. Architekci projektuja dzis plomby naroznikowe, rozrzezbiane, z wykuszami. Sa one duma mieszkancow i projektantow. Wroclawski SARP co roku przyznaje nagrode za najlepsza plombe. Nagroda jest niewysoka, ale w srodowisku bardzo prestizowa. 9 maja tego roku odrestaurowany z wojennych zniszczen pomnik Fryderyka Schillera odslonieto w Parku Szczytnickim. Pomyslodawca przywrocenia miastu pomnika niemieckiego poety w 50 rocznice konca wojny i 190 urodzin Schillera, bylo zalozone przez wroclawskich intelektualistow Towarzystwo "Teatr nad Odra". Pomnik Schillera to dopiero poczatek - Towarzystwo ma zamiar zorganizowac we Wroclawiu polsko-niemiecki festiwal teatralny. Teatry polskie maja grac sztuki niemieckie, teatry niemieckie - sztuki polskie. Z okazji odsloniecia pomnika wystawiono dzielo kompromisowe - libretto "Don Carlosa" Verdiego powstalo na motywach dramatu Schillera.

Towarzystwo Milosnikow Wroclawia powstalo w 1956 roku, by propagowac polskosc miasta. Od niedawna eksploruje historie w PRL zakazana. Wydalo plan Wroclawia z przedwojennymi i dzisiejszymi nazwami ulic i bardzo ciekawy przewodnik po dziejach Wroclawia. W swiadomosci wielu wroclawian, ktorzy Niemiec nie lubia lub boja sie TMW ciagle jednak jest symbolem dawnych, dobrych czasow, gdy Wroclaw byl tylko piastowski i juz! A wiec skarza sie, ze kawiarnie i restauracje wywieszaja menu po polsku i po niemiecku. Skarza sie na szyldy w jezyku niemieckim i na "Gazete Zachodnia" z mutacja niemiecka. Na hotel "Panorama" w samym srodku miasta, ktory w lecie jest niemal hotelem niemieckim. Na jesienna wystawe "Slascy artysci" w ratuszu, na ktorej, podkreslaja, nie wyeksponowano zadnego Polaka. Pisza, ze jak tak dalej pojdzie, to miasto wykupia Niemcy (juz kupili Elwro i rozpuscili zaloge). Trudno zlapac rownowage, takie mamy teraz czasy, powiada Wieslaw Geras, od lat 50. dzialajacy w TMW.

W tekscie wykorzystano m.in. oprarcowania: "Polacy wobec Niemcow ", praca zbiorowa pod red. Anny Wolff-Poweskiej, Marek Ordykowski "Zycie codzienne we Wroclawiu 1945-1948", Beata Ociepka "Niemcy na Dolnym Slasku w latach 1945-1970".

Back to the top